Ludwik Geyer przybył do Łodzi w 1828 roku z niewielkim majątkiem i wielkimi planami. Przedsiębiorczy, ambitny, wykształcony, mimo zaledwie 23 lat doskonale wiedział jak wykorzystać szansę na fortunę.
Podpisał umowę rządową, zobowiązując się do prowadzenia tkalni wyrobów bawełnianych przez co najmniej 10 lat i wybudowania w ciągu roku murowanego domu. Zastrzegł sobie również udzielenie licencji z obniżonym cłem na sprowadzanie przędzy bawełnianej.
Mógł dyktować warunki – był poważnym przemysłowcem, z którym miasto wiązało duże nadzieje na rozwój bawełnianego przemysłu. Ludwik, mający bardzo przemyślane plany, zanim wybudował fabrykę już zatrudniał 600 tkaczy z Łodzi i Pabianic, którzy tkali dla niego z powierzonej przędzy. Po otwarciu farbiarni i drukarni perkali, sprowadził z Belgii maszynę, która drukowała tkaniny w trzech kolorach. Była to technologiczna nowinka zapewniająca mu zbyt. Geyer znakomicie radził sobie z problemami technologicznymi – gdy brakowało barwników do tkanin, zaczął hodować marzannę – ziele, z którego uzyskiwano barwnik.
Zachęcony sukcesami, Ludwik Geyer postanowił założyć mechaniczną przędzalnię i tkalnię. Ponieważ jednak takie przedsięwzięcie przekraczało jego możliwości finansowe, zaciągnął pożyczki, wyłożył środki własne i w latach 1835-1838 wzniósł trzypiętrowy gmach fabryczny na placu przy ul. Piotrkowskiej 282. Kupił przędzarki, krosna oraz pierwszą w Łodzi maszynę parową o mocy…60KM. Fabryka była kompletnym zakładem prowadzącym wszystkie działy produkcji bawełnianej: przędzalnię, tkalnię, drukarnię, farbiarnię i wykańczalnię. W przeciwieństwie do następnych budynków fabrycznych budowanych z czerwonej cegły, Ludwik kazał otynkować ściany, dzięki czemu obiekt ten do dziś nazywany jest Białą Fabryką.
W chwilach wolnych od pracy Ludwik Geyer spędzał czas w teatrze, który uwielbiał. Ku uciesze gości grał na skrzypcach, czytał książki i pisał artykuły prasowe o rolnictwie. Przystojny, młody Saksończyk miał wielkie powodzenie u pań, czego wynikiem było troje nieślubnych dzieci. Jedno z nich zmarło w niemowlęctwie, dwoje pozostałych Geyer długi czas utrzymywał finansowo i dał im swoje nazwisko. Aby nie dopuścić do zwiększenia liczby potomków z nieprawego łoża, w 1835 roku rodzina zmusiła Ludwika do ożenku. Wybranką została Emilia Turk, córka lekarza z Saksonii, która z radością powiedziała „tak” urodziwemu przemysłowcowi. Zamieszkali w dworku przy ulicy Piotrkowskiej, niedaleko kompleksu fabrycznego. Ilość rodzących się dzieci rosła proporcjonalnie do ilości warsztatów tkackich i stołów do drukowania perkali. Rosły również ambicje i zamierzenia Geyera, który z zapałem inwestował w rozbudowę fabryki. Mimo trudności technicznych i finansowych, udało mu się uruchomić drugą maszynę parową, zwiększyć ilość zatrudnianych robotników i warsztatów tkackich. Inwestował również poza włókiennictwem. Na zakupionych w Rudzie Pabianickiej terenach uruchomił cukrownię, tartak, cegielnię, kopalnię torfu, olejarnię i gorzelnię. Zainwestował również w szynk z bilardem w Łodzi, a na części gruntów prowadził ogród warzywny i duży sad.
Jednak te inwestycje, niedopilnowane i źle zarządzane, pochłonęły duże sumy naruszając w zasadniczy sposób kondycję finansową Ludwika Geyera. Katastrofa przyszła w 1853 roku w postaci pożaru fabryki. Tracący płynność finansową Geyer oszczędzał na asekuracji budynków, maszyn i towarów, więc utrata tych dóbr w pożarze pozbawiła go zabezpieczeń dla banku, domagającego się pilnej spłaty kredytów. Odmawiano mu kolejnych pożyczek, nie udały się spekulacyjne działania z wekslami. Jednak przysłowiowym gwoździem do finansowej trumny Geyera było pojawienie się na firmamencie przemysłowej Łodzi nowej gwiazdy – Karola Scheiblera, który w 1855 roku uruchomił ogromną przędzalnię. Osłabiony finansowo Ludwik nie miał już możliwości stanąć w konkurencyjne szranki. Zaczął się szybko postępujący upadek zakładów Geyera, potęgowany przez ogólny kryzys ekonomiczny w Europie i wojnę secesyjną w Stanach Zjednoczonych, pozbawiającą bawełnianego surowca wielu przemysłowców. W 1862 roku fabryka zaprzestała produkcji, a jej przestój trwał pięć lat.
Tonący finansowo Ludwik został zmuszony do sprzedaży dóbr w Rudzie Pabianickiej, ale uzyskane w ten sposób pieniądze nie pokryły wszystkich długów. Na domiar złego, jakiś „życzliwy” obywatel doniósł, że Geyer produkuje w gorzelni więcej alkoholu, niż ma prawo i nałożono na niego 28 tysięcy rubli grzywny. Ponieważ kara nie została uregulowana w narzuconym terminie, w styczniu 1866 roku Ludwik Geyer został aresztowany i osadzony w więzieniu.
Rok później upadającą fabrykę wydzierżawił berliński bankier – Bernard Ginsberg. Wyłożył niezbędny kapitał i zajął się zbytem wyprodukowanych tkanin. Ludwikowi powierzył zarząd i nadzór techniczny za 42% udziału w zyskach. Współpraca przyniosła efekty i w 1868 roku fabryka wznowiła produkcję. Jednak Ludwik Geyer nie doczekał pełnej reaktywacji swojej ukochanej fabryki – schorowany, zadłużony, nękany procesami i egzekucjami przekazał zarząd zakładów swojemu synowi Gustawowi i zmarł jako bankrut w październiku 1869 roku.
Pomimo ostatecznego upadku kariery, miejsce Ludwika Geyera wśród największych potentatów Łodzi jest niezaprzeczalne. To on pierwszy wytyczył ścieżki tworzenia bawełnianej fortuny, to on był pionierem w działaniach przemysłowych. Wraz z synami zbudował nie tylko fabryki, domy dla robotników, wille fabrykanckie czy wieczorową szkołę dla dzieci swoich pracowników, ale przede wszystkim zbudował legendę o upartym, ambitnym Saksończyku, który przyjechał do Łodzi aby zostać najbogatszym dziedzicem.
Czytaj też część 1. : Moje miasto. O trzech takich, którzy zbudowali Łódź.
O trzech takich którzy zbudowali Łódź.
- Część 1. Moje miasto
- Część 2. Ludwik Geyer – przedsiębiorczy Skasończyk
- Część 3. Karol Scheibler – niemiecki filantrop
- Część 4. Izrael Kalmanowicz Poznański – kupiec żydowski
Świetna galeria!