Jak można żyć twórczo i aktywnie, pomimo śmiertelnej choroby, ukazuje ostatni etap życia Anny Siwczyk – artystki z Poznania.
Poznałam Anię, a raczej spotkałam wirtualnie, w internetowej grupie miłośników fotografii. W jej galerii przeplatały się dowcipne obserwacje uliczne i piękno przyrody. Zaciekawiły mnie także zdjęcia niebanalnych patchworków.
Ze strony – portfolio Ani dowiedziałam się, że oprócz fotografii ma ona wiele innych artystycznych zainteresowań, ukierunkowanych na twórczość jako „rzemieślnicze rękodzieło”.
Interesowała się Wildą, dzielnicą Poznania, w której mieszkała. Poświęciła jej wystawę fotografii Portret Wildy, którą zaprezentowano w Salonie Posnania w marcu 2006r.
Któregoś dnia Ania z Poznania podzieliła się z internautami swoją troską o stary dąb, pisząc w komentarzu pod zdjęciem Drzewo nie obroni się samo przed wandalami te słowa:
„Od dawna przypominałam o Dębie urzędnikom. Bez skutku. To absurdalne, ale anonimowy wandal „pomógł” mi działać bardziej stanowczo i szybko. Póki drzewo jeszcze żyje i aby „nie mądrzyć się po szkodzie”. Poprosiłam o wsparcie media. Do Gazety Wyborczej zadzwoniłam w poniedziałek, w środę przygotowano reportaż, aby w czwartek o Dębie z Wildy dowiedział się świat. Najsmutniejsze jest to, że mieszkańcy, mijający Go codziennie, dowiedzieli się o „Krzysztofie” z gazety”.
Zatrzymała się kiedyś przy moim zdjęciu Nobody is perfect, przedstawiającym pochyłe, jesienne drzewo. Podbudowana pochlebnym komentarzem napisałam: „Dziękuję Aniu. Twoja opinia jest dla mnie cenna. Reprezentujesz świat artystów…” Odpowiedziała słowami, które świadczą o jej dużej wrażliwości i niesamowitej skromności: „A tam artystów. Nie uwierzysz, że nawet nie wiem, gdzie zapodział się mój dyplom. Nigdy, nikt go nie oglądał. Oceniano moją pracę, a nie ukończone szkoły. […] Sztuki nie można zważyć, zmierzyć, dlatego tak trudno ją ocenić. Dlatego jest bezcenna”.
Noworoczne życzenia Anki Wildzianki były szczególnym miksem troski o człowieka i zainteresowań społecznych: „Wierzę, pisała, że to będzie wspaniały, dobry rok, pełen miłych niespodzianek i obfitujący w dobro wszelakie dla nas wszystkich. Martwi mnie trochę wrocławski stadion, ale energiczni działacze z pewnością sobie z tym poradzą”.
Miała dar rozmawiania z każdym i na każdy temat. Wspólny język znalazła także z małymi pacjentami Wielkopolskiego Centrum Onkologii. Poświęcała im swój kurczący się czas. Dzieliła się wiedzą i pasją, przekazując dzieciom tajniki rękodzieła artystycznego, zdobienia pisanek i świątecznych stroików. Dzięki Ani w dramatycznej monotonii szpitalnych dni pojawiły się wszystkie barwy tego świata, niosąc radość i, choć na chwilę, odsuwając problem choroby na dalszy plan. Jakie to barwy mogę sobie wyobrazić, oglądając wykonane prace, a zwłaszcza baśniowe narzuty i makaty, przedstawione na jej autorskiej stronie.
W październiku pokazała internautom klimatyczne zdjęcie, zrobione o świcie na bocznej uliczce, nadając mu refleksyjny tytuł: Wszystkie poranki świata mijają bezpowrotnie.
Pojawiły się liczne wpisy i komentarze:
Małgorzata, 6 października, napisała:
Widok ten był specjalnie dla Ciebie.
Ania Siwczyk, 6 października:
Też w to wierzę Małgosiu. Przygotowuję teraz zdjęcia do powieszenia w korytarzu przychodni Wielkopolskiego Centrum Onkologii. Ten obraz jest tak symboliczny, że też się tam znajdzie.
Ania Siwczyk, 8 października:
Ponieważ jestem teraz „w szczególnej sytuacji” odebrałam ten obraz jak znak. Znak Niebios. Po minucie nie było już tego światła. Zdążyłam schwytać je moim skromnym aparatem fotograficznym. No i znalazłam usprawiedliwienie, dlaczego jeździłam rowerem w niedzielę od godz. 6 rano.
Janina, 9 października:
Magiczne te smugi światła… w kontekście tych prawdziwych, namacalnych pni drzew na pierwszym planie, tworzą jakby granicę do innego świata… do innych drzew.
Ania Siwczyk, 10 października:
Janino, przygotowuję publikację artystyczno-medyczną. Ten obraz znajdzie się chyba na okładce.
***
O tej szczególnej dokumentacji procesu leczenia pani Dorota Gołąb napisała, że Ania „stworzyła artystyczną, optymistyczną prezentację onkologii”.
Nie wiem, skąd Ania czerpała tyle pomysłów, energii i radości. Jak oswoiła śmierć, czyniąc z niej część swojego artystycznego życia.
Czy rozumowała jak epikurejski filozof, że, cyt.: „Śmierć mnie nie dotyczy, ponieważ, gdy jest ona, mnie już nie ma, a dokąd ja jestem, jej jeszcze nie ma.” ? A może identyfikowała się ze średniowiecznym bractwem dobrej śmierci, które głosiło, że dobra śmierć, to śmierć przygotowana, wydarzenie, które zastaje człowieka gotowym?
Tylko dlaczego my, Jej wirtualni znajomi, nie byliśmy na te WYDARZENIE przygotowani? Czy Jej poetyckie komentarze przykryły prawdziwe znaczenie słów?
Dlaczego wierzyłam, że spotkamy się pod 250-letnim dębem, któremu Ania dała imię Krzysztof i stała się jego mecenasem i rzecznikiem prasowym. Że poznam Wildę, której specyficzny urok prezentowała na swoich fotografiach?
***
Ania Siwczyk, 16 października:
Dzisiaj wiem, gdzie zawieszę ten obraz budzącego się dnia. Jego miejsce będzie w lekarskiej dyżurce, aby po nocnym dyżurze lekarze mieli siłę do dalszej, trudnej pracy. Czasem słyszę przez cienkie drzwi, jak naradzają się na temat czyjejś terapii, dokształcają, dyskutują. To naprawdę brzmi jak scenariusz telenoweli „Na dobre i na złe”. Mam nadzieję, że mój pomysł im się spodoba.
Autorom komentarzy, wyrażających zachwyt nad mistycznym zdjęciem, Ania dziękowała skromnie słowami: „Jestem tylko odtwórcą piękna stworzonego przez Najwyższego”.
Ania odeszła od nas na zawsze 23 lutego 2010 roku.
Aniu, pozostaję z nadzieją, że Najwyższy, tam w niebiosach, podaruje Tobie dobry aparat, taki z „górnej” półki i będziesz nadal rozwijać swoją fotograficzną pasję i dyskutować o zdjęciach. I to z nie byle kim.
Twoje „street photos” na pewno znajdą uznanie w oczach fotoreportera Pawła Terlikowskiego a artystyczne kadry przypadną do gustu francuskiemu fotografowi Willy’emu Ronis’owi, który mawiał, cyt.: „Nie interesują mnie sensacje. Piękno tego, co zwyczajne zawsze było dla mnie źródłem największych wzruszeń.”
Aniu, pozostaję z nadzieją, że czas wiekuisty pozwoli Tobie do woli rozmawiać o sztuce z Jerzym Sobocińskim, tańczyć z Patrickiem Swayze i śpiewać z Michaelem Jacksonem.
Pozostaję z nadzieją…
***
Linki do miejsc, w których lepiej poznacie Anię Siwczyk :
1. Internetowy portal artystki
3. O starym dębie, nazwanym przez Anię – Krzysztofem
4. Działalność Ani w Wielkopolskim Centrum Onkologii
5. Zdjęcia i komentarze Ani Siwczyk pochodzą z portalu www.panoramio.com
6. Cytaty o dobrej śmierci pochodzą z artykułu ks.Andrzeja Dańczaka
Dla Ani Siwczyk, artystki z Poznania, roślinny ornament zamiast epitafium.
O efektach starań Ani Siwczyk czytaj w artykule:
Pomnik skutecznej inicjatywy – dąb Krzysztof w fotorelacji z Wildy, 11 listopada2010.
Pieknie dziekuje za to wspaniale wspomnienie, Janino!
Ech… strasznie mnie ta śmierć tąpnęła. Nie znałam Ani osobiście… Pisząc, chyba chciałam wyrazić totalny protest przeciwko przedwczesnym rozstaniom z tym światem. Mamy XXI wiek, latamy na księżyc, szykujemy się do lotu na Marsa a nie potrafimy pomóc w chorobie. Czy na pewno nie potrafimy?
…podobno nic nie dzieje się przypadkiem… kolejny raz trafiam na wspomnienie o ANI i JEJ DZIELE…
Piękny tekst i zdjęcia.
Ani nie ma wśród nas, ale ona żyje dalej, bo żyje jej dzieło życia.