W roku 1820, kiedy piętnastoletni Ludwik Geyer przygotowywał się do przyszłych studiów w Akademii Berlińskiej i wejścia w świat techniki, 1 września, w niewielkim mieście Monschau w Niemczech, przyszedł na świat Karol Scheibler.
Będąc pierworodnym synem Jana Karola Wilhelma i Zofii Wilhelminy z Pastorów, z racji swojego charakteru i osobowości, od razu stał się oczkiem w głowie rodziców. Często pomagał matce w pracach domowych, wychowany w duchu wyznania ewangelicko – augsburskiego nie stronił od kościoła, był pracowity i ambitny. Bez problemu przeszedł przez trudy szkoły podstawowej w Montjoie, a gimnazjum w Krefeld ukończył z pierwszą lokatą. Dumny ojciec, właściciel fabryki sukna, widząc w Karolu godnego następcę, wysłał syna do wuja Gustawa do Verviers w Belgii, gdzie w przędzalni czesankowej czekała na młodego człowieka praktyka przyuczania do zawodu. Karol stanął na wysokości zadania i w 1838 roku, w wieku 18 lat, objął kierownictwo techniczne przędzalni. W kolejnych latach, pracując w belgijskim Leodium, jako przedstawiciel firmy jeździł do Anglii, Francji, Holandii, Niemiec, Szkocji poznając budowę maszyn włókienniczych, chłonąc nowinki techniczne i nawiązując ciekawe kontakty. Bez problemów nauczył się języków i zaczął biegle władać angielskim i francuskim.
Wydarzenia Wiosny Ludów w Wiedniu w 1848 roku, skłoniły Scheiblerów do wysłania syna do Królestwa Polskiego. Karol pojechał do Ozorkowa, aby podjąć pracę w przędzalni wuja, Fryderyka Schlössera. Szybko zaaklimatyzował się w nowym środowisku i kiedy w październiku wuj Fryderyk umarł, wraz z kuzynami objął pieczę nad fabryką. Modernizując i rozbudowując zakład pracował w nim do roku 1854, kiedy to poznał Annę Werner, siostrzenicę wuja Fryderyka. Od razu wiedział, że mimo nienachalnej urody, wybranka jest znakomitą partią i doskonałą szansą na własny interes. Córka właściciela farbiarni sukna w Ozorkowie i Zgierzu oraz cukrowni w Leśmierzu miała w perspektywie spory posag. Młody Scheibler oświadczył się i został przyjęty zarówno przez Wilhelma Wernera, jak i szczęśliwą Annę. Młodzi pobrali się we wrześniu 1854 roku, a Karol, wykorzystując własne, skromne oszczędności i majątek, jaki wniosła żona, natychmiast uruchomił budowę fabryki włókienniczej, do czego zobowiązał go zawarty rok wcześniej kontrakt z magistratem. Wydzierżawił od miasta parcelę przy Wodnym Rynku (dzisiaj plac Zwycięstwa) i rozpoczął budowę późniejszego imperium. Wybór terenu nie był przypadkowy. Scheiblerowi spodobał się ówczesny Ogród Spacerowy, którego centralnym miejscem były obfitujące w wodę źródła. Ponieważ był zdolnym przedsiębiorcą i miastu zależało, aby osiedlił się w Łodzi, wraz z placem na Wodnym Rynku oddano mu w wieczystą dzierżawę połowę ogrodu zwanego przez mieszkańców Źródliskami (dzisiaj Park Źródliska). W ciągu dwóch lat stanęła tam przędzalnia z maszyną parową o mocy 40KM, parterowy dom mieszkalny, wozownia i budynki gospodarcze.
Kiedy w latach 60. XIX wieku nadszedł kryzys w postaci tzw. głodu bawełnianego wywołanego wojną secesyjną w Stanach Zjednoczonych, Scheibler zaczął sprzedawać zmagazynowane wcześniej zapasy tego surowca po trzykrotnie wyższej cenie. W ciągu najbliższych lat, kiedy konkurenci wypadali z rynku (m.in. Ludwik Geyer), przezorny, uczący się na cudzych błędach Scheibler, nie tylko przetrwał kryzys, ale znacznie się wzbogacił, skupując tereny bankrutów za symboliczne kwoty. W ten sposób, w 1870 roku, w jego posiadaniu znalazł się Księży Młyn.
Wraz z budową budynków fabrycznych przy Wodnym Rynku, zmechanizowanej przędzalni, tkalni i wykańczalni o najnowocześniejszym parku maszynowym, Karol zaczął przebudowę swojego parterowego domu. W 1868 roku dobudowując piętro, przekształcił go w neorenesansową willę, a w latach 80. XIX wieku dom stał się już neorenesansowym pałacem. Ściany obite tkaninami, wyłożone boazerią, płytkami ceramicznymi i lustrami, bogato zdobione piece i kominki, alegoryczne malowidła plafonowe, sala lustrzana i koncertowa, palarnia w stylu mauretańskim i pokój w stylu rokokowym były dowodem na to, że Karol Scheibler stał się wielkim łódzkim potentatem, którego było stać na wszelkie luksusy (obecnie, w tym wyjątkowym zabytku mieści się Muzeum Kinematografii). W przylegającym do pałacu parku wybudował grotę z tufu wulkanicznego, założył fontannę, przy alejkach postawił w donicach drzewka pomarańczowe, a wśród drzew gipsowe figurki. Tego wymagała jego pozycja i ówczesna moda.
Pracowity Scheibler spędzał w fabryce zwanej Centralą, dużo czasu. Często przychodził wraz z robotnikami o 5 rano i pozostawał do późnego wieczora, sprawdzając tempo produkcji, jakość tkanin, kontrolując magazyny. Szybki rozwój firmy wymusił wzrost zatrudnienia i do fabryki zaczęli napływać robotnicy z sąsiednich wsi. Aby nie musieli codziennie dojeżdżać do pracy (zmęczony robotnik, to obniżenie jakości pracy) Scheibler postawił dla nich i ich rodzin, domy familijne, tzw. familoki. Wybudowane w latach 1865-68 przy północnej części Wodnego Rynku, stoją nadal, jednak dzisiaj ich wygląd jest zupełnie inny – otynkowane w czasach komunistycznych, niewielu osobom kojarzą się z fabryką przy pl. Zwycięstwa. W późniejszych latach, familoki zostały wybudowane również wzdłuż ulicy Przędzalnianej na Księżym Młynie. Te zachowały do dziś swój pierwotny charakter i wraz z kompleksem fabrycznym stanowią atrakcję dla turystów.
W 1870 roku, w dużym pożarze spłonęła przędzalnia Teodora Kruschego usytuowana na Księżym Młynie nad rzeką Jasień. Ponieważ Kruschego nie było stać na jej odbudowę, Scheibler stwierdził, że nie może przepuścić takiej okazji. Za jedyne 40 tysięcy rubli kupił spaloną fabrykę wraz z maszyną parową, 3 kotłami grzewczymi i innymi urządzeniami, a także całą posiadłość Księżego i Wójtowskiego Młyna. Stając się właścicielem tych terenów, nie tylko zapoczątkował budowę ogromnego, nowoczesnego kompleksu fabrycznego, ale także powstanie najbardziej znanej dzielnicy rozwijającego się prężnie miasta.
Najważniejszym i największym obiektem Księżego Młyna stała się przędzalnia z czerwonej, nieotynkowanej cegły ciągnąca się wzdłuż ulicy Tymienieckiego (dawniej Św. Emilii). Ta nowoczesna jak na XIX wieczne czasy konstrukcja, miała ponad 200 metrów długości, cztery kondygnacje, cztery ośmioboczne wieże, w których mieściły się klatki schodowe i windy, maszynę parową napędzającą warsztaty pracujące na różnych poziomach i 70 tysięcy wrzecion. Na przestrzeni lat kompleks fabryczny został rozbudowany – powstały magazyny, tkalnia mechaniczna, kolejna, mniejsza przędzalnia, bielnik, kotłownia. Teren został ogrodzony, a żelaznych bram pilnowali portierzy.
Podczas swoich podróży do Anglii, Scheibler nie tylko kupował nowoczesne maszyny napędzane parą, na które patrzyli zazdrosnym okiem inni przemysłowcy łódzcy, stosujący przędzarki ręczne, ale także obserwował i wyciągał wnioski. Kiedy w czasie pobytu w Manchesterze odwiedził osiedle robotnicze wybudowane przy jednej z fabryk, doszedł do wniosku, że przeniesie ten pomysł na własne, łódzkie podwórko. W ciągu kilku lat na Księżym Młynie powstało 18 dwukondygnacyjnych domów z ośmioma mieszkaniami na kondygnacji, w których zasłużeni dla fabryki pracownicy mogli mieszkać z 50% zniżką czynszu, konsumy, gdzie scheiblerowscy robotnicy mogli kupować żywność po cenach hurtowych, elementarna szkoła dla dzieci pracowników, gazownie, własna policja i straż pożarna. Z inicjatywy Scheiblera, lecz już po jego śmierci, przy ulicy Milionowej, został wybudowany pierwszy przyfabryczny szpital wraz z apteką, gdzie pracownicy i ich rodziny mogli się leczyć za darmo (obecnie szpital im. K. Jonshera). Budowa kosztowała 150 tysięcy rubli, ale opłacało się, bo dzięki takiemu “pakietowi socjalnemu” robotnicy byli wierni firmie, w której pracowali. Scheibler dbał nie tylko o zdrowie swoich pracowników, ale również o ich rozwój intelektualny, otwierając przyszkolne biblioteki, czytelnie i świetlice.
Kiedy najstarsza córka Scheiblerów, Matylda, wyszła za mąż za Edwarda Herbsta, syna kupca przybyłego z Saksonii, Karol przyjął zięcia z otwartymi ramionami. Młody, ambitny Herbst był początkowo pracownikiem fabryki Scheiblera, jednak jego oddanie, pracowitość i miłość Matyldy sprawiły, że Karol uczynił zięcia nie tylko dyrektorem fabryki, ale również jej współwłaścicielem. Nowożeńcy zamieszkali w wybudowanej w latach 1875-77 rezydencji przy Przędzalnianej 72, będącej prezentem ślubnym papy Scheiblera. Piękna, biała willa w stylu włoskiego renesansu, zaprojektowana przez Hilarego Majewskiego, stała się ostoją dla kolejnych pokoleń rodziny Herbstów, zapewniając im nie tylko luksusowe, ale również wygodne mieszkanie aż do II wojny światowej. Obecnie rezydencja stanowiąca filię łódzkiego Muzeum Sztuki, często gości wystawy fotografii i małych form graficznych.
Oprócz prężnej działalności przemysłowej, Karol Scheibler wykazał się wielką działalnością filantropijną. Swoimi pieniędzmi wspierał m.in. tworzenie przytułków dla bezdomnych i sierot, łożył na budowę łódzkich kościołów, finansował budowę i prowadzenie szpitali, fundował stypendia dla studentów Wyższej Szkoły Rzemieślniczej i zbudował Gimnazjum Męskie. Oprócz tego przyczynił się do powstania filii Banku Polskiego, był członkiem Towarzystwa Kredytowego i Towarzystwa Kolei Fabryczno-Łódzkiej, znalazł się wśród współzałożycieli Muzeum Przemysłu i Rolnictwa w Warszawie, był honorowym konsulem generalnym Austro-Węgier w Królestwie Polskim.
Wielki przemysłowiec, finansista i filantrop zmarł po długiej i ciężkiej chorobie 13 kwietnia 1881 roku. Pogrzeb był wielkim wydarzeniem społecznym, a prasa drukowała obszerne artykuły o życiu Scheiblera. Pogrążona w smutku wdowa wraz z dziećmi, mając poparcie większości społeczeństwa postanowiła uczcić pamięć Karola budując na miejscu pochówku, na Starym Cmentarzu Ewangelickim w Łodzi, godny grobowiec, symbolizujący sławę i bogactwo zmarłego. Rozpisano ogólnopolski konkurs na projekt nagrobny, ostatecznie wybierając propozycję znanego architekta Edwarda Lilpopa, który do współpracy poprosił Józefa Dziekońskiego, specjalizującego się w budownictwie sakralnym. Współpraca dwóch architektów zaowocowała powstaniem neogotyckiej kaplicy, budowanej na planie krzyża, z centralnie umieszczoną strzelistą wieżą. Realny koszt budowy wyniósł 220 tysięcy rubli (suma wystarczająca na budowę kościoła z trzema nawami), ale nikt z rodziny Scheiblerów i Herbstów nie miał wątpliwości, że takiemu wielkiemu człowiekowi, jakim był Karol, należą się wszelkie splendory, nawet po śmierci.
Nie tylko oni byli tego zdania. W listopadzie 2010 roku łódzka prasa doniosła, że znalazł się anonimowy darczyńca, który przekazał 4 miliony złotych na renowację kaplicy Karola Scheiblera. Widać, duch XIX wiecznego filantropa nadal tkwi w narodzie…
O trzech takich którzy zbudowali Łódź.
- Część 1. Moje miasto
- Część 2. Ludwik Geyer – przedsiębiorczy Skasończyk
- Część 3. Karol Scheibler – niemiecki filantrop
- Część 4. Izrael Kalmanowicz Poznański – kupiec żydowski
Coś się te miniaturki przestawiają – przed chwilką niżej wymieniona fotka była szósta, następnie ostatnia, a teraz jest ósma od końca… 🙁
AnnoJolanto, galeria była ustawiona na „losowe” wyświetlanie zdjęć, stąd te zawirowania. Pozdrawiam.
Tak, Admin ma rację, galeria jest ustawiona na losowe pokazywanie zdjęć. Ale zorientowałam się, o które Ci chodziło, więc nie ma problemu 🙂 Pozdrawiam.
Zauważyłam ciekawy obiekt na jednej z fotografii „Zespół pałacowy przy Wodnym Rynku” – chyba nr 6 – niebieski, sporych rozmiarów czajniczek do parzenia herbaty – to też zabytek ? 🙂 Idę do części czwartej 🙂
Witaj Aniu 🙂 Niebieski czajniczek do parzenia herbaty to rekwizyt z filmu „Kingsize”, obok stoi duży, czarny but na szpilce 🙂
Cieszę się, że znalazłaś czas na przeczytanie moich tekstów, dziękuję za wizytę i pozdrawiam 🙂
Graga, zgadzam się w całej rozciągłości. Planuję przedstawić moje miasto Wrocław, może i inne miasta znajdą swoich „gallów anonimów”. Pozdrawiam, J.
Obejrzałam wszystkie trzy galerie i moje wyobrażenie Łodzi zmieniło się. Pamiętam ją z czasów nieciekawych – szarą, brudną, zapracowaną. I tak sobie myślę, że w ten sposób warto by było pokazać inne polskie miasta.
Z roku na rok pięknieją!
Witaj Grago 🙂 Sprawiłaś mi wielką przyjemność tym, że dzięki moim zdjęciom zmieniłaś zdanie na temat Łodzi, świadczy to o dobrym ich doborze. Masz rację, Łódź przez długie, komunistyczne lata była szara, zadymiona, nudna, brudna i biedna. Miasto żyło głównie dzięki zakładom przemysłu lekkiego, w których pracowała większość łodzian. Z czasem zostały one zlikwidowane lub sprywatyzowane i miejsca pracy zostały mocno okrojone. Teraz jest spore bezrobocie, nadal są miejsca zaniedbane i zapomniane, ale Łódź płynie dobrym kursem – rewitalizuje się zabytki, tworzy miejsca przyjazne mieszkańcom, stare kamienice dawnych potentatów poddawane są renowacji, powstają nowoczesne osiedla i biura. Niestety, nie mamy szczęścia do prezydentów, od lat nie było dobrego gospodarza, dlatego bardzo wiele spraw leży odłogiem. Miejmy nadzieję, że nowa pani Prezydent zmieni ten stan rzeczy. Moje artykuły i zdjęcia (jeszcze będzie ich wiele) powstają, bo nie chcę, aby ludzie utożsamiali to miasto głównie z „łowcami skór” i dziećmi w beczkach. Serdecznie pozdrawiam 🙂 Gośka
Widziałem grobowiec Scheiblera kilka dni temu i rzeczywiście jest imponujący.
Świetnie napisany tekst, widzę że piórem władasz równie zręcznie jak spustem migawki.
Pozdrawiam.
Witaj Tomku, miło Cię widzieć na stronie FotoReportera :)) Dzięki za przesympatyczny wpis, nawet nie wiesz jak się cieszę, że spodobała Ci się moja fotorelacja :)) W dziedzinie „pisarstwa” stawiam pierwsze kroki, więc wszelkie komplementy są dla mnie jak najpiękniejsze świąteczne prezenty 🙂 Pozdrawiam!
P.S. Mam nadzieję, że następnym razem dasz znać kiedy będziesz jechał do Łodzi 🙂
Pięknie pokazane ale i opowiedziane wspaniale…wielka przyjemność tu wpadać:)
Joanno, wielką przyjemnością jest czytać takie miłe komentarze 🙂 Bardzo dziękuję i serdecznie pozdrawiam 🙂 Gośka
Bardzo ciekawe wiadomości, prawie fabularnie opowiadasz o Ziemi Obiecanej.
Hej Tassa, miło Cię widzieć 😉 Sprawiłaś mi wielką frajdę, tym że przeczytałaś artykuł, a jeszcze większą, że uznałaś go za ciekawy 🙂 Dziękuję i ściskam!
Bardzo dziękuję za miłe komentarze, niezmiernie mnie cieszy, że tekst i zdjęcia znalazły uznanie w oczach odbiorców 🙂
Na zdjęciu widać ruiny dawnego budynku Straży Pożarnej (prawdopodobnie), trudno powiedzieć czy zostanie odbudowany. Jego stan świadczy raczej o rychłej rozbiórce. Natomiast długi budynek po rewitalizacji to fragment dawnej przędzalni, w tej chwili zaadoptowanej na lofty i pomieszczenia biurowe pod wynajem.
Dzięki. Straż nie straż ruiny też są malownicze.
Bardzo mi się podoba klimacik na zimowym zdjęciu. Tylko patrzeć jak w głębi alei pojawi się powóz z konikami i wesołe dzwoneczki rozproszą ciszę zimy.
Niesamowita historia, niesamowite zdjęcia. Moje gratulacje za opracowanie historii Łodzi, bogato ilustrowanej dawną i obecną fotografią.
Piękne kadry i czyste kolory radują oczy.
Na jednym zdjęciu są ruiny fabryki na Księżym Młynie (6w.,4z.) a na innych takie okazałe budynki (to pewnie ta przędzalnia). Czy te „ruiny”, to stan obecny, czy też coś z nich odbudowano? I co tam było? Bo obiekt dużo mniejszy.
Z prawdziwą przyjemnością czytałem…prawdziwe kompendium wiedzy o wczesnej Łodzi i jej twórcach, smacznie podane…:-)