Zapraszamy do komentowania

6 komentarzy do: “Bojowa Pieśń Tygrysicy, czyli o wyższości wychowania po chińsku nad wychowaniem w stylu zachodnim.”

  1. Isabeldeg pisze:

    Świetnie opisana ksiązka, myśle że dla współczesnych rodziców przyda się trochę konserwatyzmu chińskiego.

  2. millotaurus pisze:

    Z audycji w TokFM wiem, że sympatyczna pani profesor w końcu jednak zaakceptowała „bunt” młodszej córki i po jakimś czasie sama ją zachęcała do trenowania tenisa…a mała osiągnęła w tej dyscyplinie niezłe rezultaty…prawda li to ?

    • malby pisze:

      Pisząc recenzję z tej książki, nie chciałam zdradzać zbyt wielu szczegółów ani jej zakończenia, ale kiedy ktoś grzecznie pyta, należy grzecznie odpowiedzieć 🙂 Pani profesor to nie tylko sympatyczna, ale również mądra osoba, dlatego szybko dostrzegła, że zmuszanie Lulu do gry na skrzypcach może przynieść opłakane skutki – utratę kontaktu i porozumienia, niechęć dziewczynki do instrumentu, jej zamykanie się w sobie i inne takie „przyjemności”. Dlatego bez wahania kupiła najlepszą rakietę i zapisała córkę na lekcje tenisa, u najlepszego trenera, rzecz jasna 😉

      • JBB pisze:

        Połknęłam artykuł, nie pytając jak bardzo oddaliła się ta „zbuntowana”, bo trzeba coś zostawić czytelnikowi, ale czułam, że nie była to tzw.zła droga. No i mam potwierdzenie, że to tylko inne poletko, ale też do zdobywania laurów.

  3. JBB pisze:

    Czyta się! SUPER także Twoje refleksje. Zaprezentowałaś zgrabnie ciekawą książkę i jeszcze mnie ochota na dysputy wzięła 😉
    Wychowanie to temat rzeka i każdy będzie „naginał” albo do metod wyniesionych z domu albo skrajnie odmiennych – jeśli te domowe jakoś dokuczyły. W przypadku takiego „wykorzenienia” z ziemi ojczystej już z założenia próby dochowania wierności tradycji są raczej skazane na niepowodzenie. Bez tej „poprawki” na odmienność kulturową środowiska dzieci mogą czuć się raczej zubożone, niż wyróżnione swoją odmiennością. A co dopiero mówić o różnych osobowościach, temperamentach, upodobaniach dzieci. Nie da się jedną miarką i jednym algorytmem traktować różnych osobowości, o czym przekonała się Amy.

    Z drugiej strony jeśli rodzice są ambitni i w dobrej wierze chcą, żeby dziecko czegoś się porządnie nauczyło, nie po łebkach,np. grać na instrumencie, muszą wywierać pewien nacisk. Bo ile jest dzieci, które z własnej nieprzymuszonej woli będą ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć zamiast bujać się na trzepaku?

    Gosiu, Twoja „recepta” na wychowanie jest uniwersalna, gdyż daje dziecku to, co do samodzielnego życia niezbędne – poczucie własnej wartości i poczucie bezpieczeństwa. Bez tych cech najlepsze wykształcenie nie zda się na wiele.

    • malby pisze:

      Janeczko, bardzo się cieszę, że spodobała Ci się moja recenzja, dziękuję za ciepłe słowa 🙂

      Książka skłania do refleksji i porusza bardzo wiele ważnych tematów, więc nic dziwnego, że nabrałaś ochotę na dysputy 🙂
      Wychowanie dzieci to indywidualna sprawa każdego rodzica, ilu rodziców, tyle „metod”. Z reguły jest tak, że matka powiela model wyniesiony z domu, ponieważ nie zna innych wzorców. Chyba, że, jak słusznie zauważyłaś, model wyniesiony z domu jest naganny (despotyczna matka albo alkoholiczka czy maltretujący ojciec), wtedy nie ma czego powielać i rozsądna matka zastosuje własną metodę.
      Amy Chua też zastosowała metodę wyniesioną z domu – dziecko ma być najlepsze w tym co robi, czy w nauce, czy w graniu na fortepianie lub skrzypcach, ćwiczeniami ma osiągnąć perfekcję. Jednak, aby tak się stało, musi lubić to co robi. Starsza córka Sophia, mimo uciążliwości wielogodzinnych ćwiczeń kochała grę na fortepianie i czerpała z gry prawdziwą satysfakcję, „przy okazji” osiągając sukces – w wieku 14 lat dała koncert w Carnegie Hall. Natomiast młodsza Lulu nie lubiła skrzypiec, grała w zasadzie dla matki, ale wbrew sobie, dlatego kiedyś musiało dojść do wybuchu 🙂

Dopisz tutaj swoje refleksje: