Galeria FF Łódzkiego Domu Kultury w ramach X Międzynarodowego Festiwalu Fotografii przygotowała wystawę „Cytaty z jednej rzeczywistości. Fotografie z lat 1979-2010”. Jest to retrospektywny przegląd twórczości Andrzeja Jerzego Lecha.
Na wernisażu, 7 maja 2011 roku, było więcej ludzi, niż powietrza. To zupełnie odwrotnie, niż na większości zdjęć polskiego fotografa, który swoją wrażliwością i okiem obiektywu obejmował zarówno opuszczone ogródki działkowe w Opolu, w cyklu „60 furtek”, swojskie klimaty Starego Gierałtowa w cyklu „Kalendarz szwajcarski, rok 1912”, jak i magiczny krajobraz rzeki Hudson w obrazie „Cold Spring, New York, 2001” w cyklu „Dziennik podróżny”.
Patrząc na ten i inne biegnące donikąd krajobrazy Ameryki, ojczyzny z wyboru Andrzeja Jerzego Lecha, lżej się oddycha.
Człowiek raczej nie pojawia się w kadrze, ale często tematem fotografii są miejsca, w których człowiek zostawił ślady swojej aktywności. Są to zarówno industrialne krajobrazy, jak i opuszczone fabryki, porośnięte chwastami wiadukty, przewiane wiatrem, pochylone chałupy, w których nikt już nie mieszka.
Nic dziwnego, że w zbiegu z nazwiskiem artysty pojawiają się określenia „fotografia dokumentalna”, ale dla mnie więcej w niej poezji, subiektywnej interpretacji rzeczywistości, niż tradycyjnie pojmowanego dokumentu.
Fotografie często nie pochodzą nawet z miejsc, które sugeruje tytuł cyklu. Nie są także precyzyjnie umiejscowione w czasie. Ten zamysł czyni je ponadczasowymi i ponadterytorialnymi. Najbardziej „dokumentalnym” w procesie tworzenia wydaje się być tylko sam fotograf i jego kamera „Super Ikonta” z 1934 roku.
Andrzej Jerzy Lech studiował fotografię artystyczną w pracowni Bořka Sousedika na Wydziale Fotografii Artystycznej Konserwatorium Sztuki w Ostrawie (Czechy) w latach 1981-84. Kilka lat później wyjechał do USA. W Jersey City w stanie New Jersey otworzył własną pracownię i galerię On The Road Gallery.
Oglądam fotografie nostalgiczne, magiczne, chwilami dosłowne, jak widok z okna, chwilami surrealne, jak pies obok nagrobka z napisem MOJE . Są świadectwem nieustającej wędrówki artysty po zakamarkach świata, wspomnień i emocji. Są pomostem łączącym przeszłość z przyszłością. Są jak drzewo genealogiczne porządkujące historię wielopokoleniowej rodziny wędrujących fotografów, do których świadomie przyłączył się swoją twórczością Andrzej Jerzy Lech.
Dopełnieniem obrazu są bardzo osobiste zapiski prowadzone od wielu lat. Większość z nich przybrała formę listów do Roberto Michela, tłumacza z Paryża. Długo nie wiadomo było czytelnikom czy były to listy pisane do postaci realnej, czy wymyślonej. Sam Andrzej mówił o adresacie swoich listów: „Kiedyś był fikcją, w którą wszyscy wierzyli. Teraz jest prawdą, której nikt nie ufa”.
Listy, pisane od roku 1989 „zielonym atramentem, piórem Pelikan”, utworzyły pokaźny zbiór, z którego część została opublikowana na łamach, m.in. „Kwartalnika Fotografia” (2000), „Obscury” (1989) czy w katalogach towarzyszących wystawom Jego fotografii.
„Dziennik podróżny” jest literackim uzupełnieniem fotograficznego „Dziennika podróżnego”. Jest też swoistym przewodnikiem po krainie wyobraźni i wrażliwości artysty. Pomaga spojrzeć na utrwalony na fotografii świat Jego oczami, odczytać Jego emocje, nastrój a czasem i myśli… Te, chwilami, budzą niepokój. Jest w nich tyle przygnębiających refleksji o przemijaniu, śmierci, że nawet mnie nie dziwi użyte na fotografię określenie „małe posepiowane prosektoria”.
„Dzienniki podróżne” czyta się jakby bez czytania. Są lekuchne, swobodne, naturalne i szczere. Chwilami ocierają się o niegroźną egzaltację, ale w końcu to artysta zwierza się nam ze swoich obserwacji, myśli i emocji a kto wie, może nawet dzieli okruchami wizjonerskich zdolności ?
„Świat jest piękny i cierpię, że kiedyś go nie będzie. Myślę o tym nieszczęsnym i nieuchronnym rozszerzaniu się kosmosu w nieskończoną pustkę, w jakieś niepojęte i wyjątkowo nudne nic! Pustkę zimną, ciemną, bez czasu, bez początku i końca, bez niczego. Bez fotografii, pizzy, piwa, pięknych kobiet, bez Cheta Bakera, bez wszystkich gór na całym świecie i Małego Stawu w Karkonoszach. Nawet Nowego Jorku nie będzie. Nie będzie też „Samotni”. Nie będzie kiczowatych zachodów słońca nad brzegiem oceanu w Asbury Park. Nie będzie słońca, brzegu, oceanu i Asbury Park. Nie będzie Saratogi Springs i tego miłego pokoiku w hoteliku, z którego Ci niedawno pisałem. Nie będzie też kaw porannych i dobrych papierosów. Nie będzie tego listu. Te głupie myśli jakoś paraliżują mnie czasami. Boję się…. „. |
Fragment listu z 6 sierpnia 2001 roku pochodzi z publikacji towarzyszącej wystawie: „Andrzej Jerzy Lech. Cytaty z jednej rzeczywistości. Fotografie z lat 1979-2010„. Antologia zawiera, oprócz zdjęć z różnych okresów, listów Andrzeja do Roberto Michela, tłumacza z Paryża także rys biograficzny, bibliografię i teksty krytyczne.
Wypowiedzi Magdaleny Wicherkiewicz, Krzysztofa Jureckiego, Jerzego Buszy, Macieja Szymanowicza, Johna Wooda pozwalają nie tylko pogłębić naszą wiedzę o niezwykłej drodze artystycznej, po której konsekwentnie stąpa Andrzej Jerzy Lech od przeszło 30 lat, ale i poczuć autentyczną dumę, kiedy o fotografii polskiego artysty czytamy ważkie słowa Johna Wooda:
” Wierzę, że każdy, kto patrzy na zdjęcia Andrzeja Jerzego Lecha, jest natychmiast porażony pięknem tych pełnych duchów fotografii, ich poziomem artystycznym i mistrzostwem wykonania, ich geniuszem. Piękno, artyzm, kunszt przyciągają wzrok i każą nam wracać do tych fotografii niespełnioną tęsknotą. […] Jednak geniusz wyobraźni Lecha, intrygujący i nieodparty zarazem, jest sprawą bardziej skomplikowaną. Ten „geniusz” jest zaledwie odbiciem myśli kierującej wyborem tematów, sposobem fotografowania, innymi słowy, jest zaledwie refleksem prawdziwego geniuszu artysty. Jest to także energia przenikająca jego sztukę, jej genius loci (duch opiekuńczy), źródło siły jego twórczości”. |
Podobają mi się wypowiedzi, które nie próbują na siłę szufladkować artysty, szukać związków, podobieństw do twórczości innych fotografów. Takie porównania niewątpliwie są przydatne historykom sztuki, encyklopedystom, autorom publikacji. W moim subiektywnym odczuciu fotografowanie i pisanie Andrzeja Jerzego Lecha jest jak never ending blues a On sam zapracował na tytuł Bluesmana Fotografii, który niniejszym, w imieniu miłośników wędrowania, fotografowania i pisania, Andrzejowi nadaję.
Celem ekspozycji, czytam w zapowiedziach, jest pokazanie, że dokument fotograficzny w wersji zaproponowanej przez Andrzeja Jerzego Lecha miał duży wpływ na kształtowanie się fotografii polskiej od lat 80. i 90.,między innymi tak zwanej „fotografii elementarnej” i „szkoły jeleniogórskiej”.
Dla mnie ekspozycja, pieczołowicie przygotowana przez kuratorów Magdalenę Świątczak, Krzysztofa Jureckiego oraz innych przyjaciół Andrzeja i jego fotografii, jest przede wszystkim dowodem na to, że fotografia subiektywna, nie zabiegająca o poklask obroniła się sama a wierność artystycznej idei, nawet jeśli umiejscowionej duchem w XIX wieku, znalazła uznanie także w oczach licznie przybyłej na wernisaż współczesnej młodzieży.
Garść zdjęć z wernisażu, Łódź 7 maja 2011 r.
Wystawa czynna do 29 maja 2011 r.
od wtorku do soboty w godz. 14-18
Galeria FF Forum Fotografii
ul.Traugutta 18, Łódź
tel. 42 633 71 15
Wystawa będzie prezentowana także:
1-31 VII 2011 – Galeria Sztuki Wozownia, Toruń
11 VIII – 25 IX 2011 – Muzeum Śląska Opolskiego, Opole
14 X – 19 XI 2011 – Miejska Biblioteka Publiczna im. C.K. Norwida w Świdnicy
1 31 XII 2011 – BWA Jelenia Góra
Marzec 2012 – Galeria Fotografii pf, Centrum Kultury zamek, Poznań
Listopad 2012 – Miesiąc Fotografii w Bratysławie
Andrzej Jerzy Lech – wybrane galerie fotografii:
On the Road Gallery, Jersey City, New Jersey
Foreigner, Berlin
Dom Spotkań, Kopaniec
Dziekuje Ci Janeczko… Bardzo „zgrabnie i powabnie” napisany tekst! Z gracja i swoboda… I Twoje fotografie… Podoba mi sie wszystko niezmiernie! Dziekuje Ci tez za bycie przy mojej fotografii, za slawienie jej, tak wierne i od tylu juz lat! To mnie wzrusza!
Dziekuje bardzo Malby, Elzbiecie, Isadeg za piekne wpisy, obserwacje, komentarze… Jest mi rzeczywiscie milo… Uklony, pozdrowienia serdeczne zza wielkiej, granatowej wody…
Zapraszam Was tez jednoczesnie, i wszystkich innych, do Opola na spotkanie z kuratorem mojej retrospektywnej wystawy, ktora w tej chwili jest prezentowana w Muzeum Slaska Opolskiego, Panem Krzysztofem Jureckim. Krzysztof bedzie mial tam wyklad o mojej fotografii, o jej rozwoju przez dziesieciolecia, ajajaj, tak, tak, to juz sa dziesieciolecia cztery prawie… Bedzie tez Krzysztof oprowadzal, wszystkich chetnych tego, po mojej wystawie, opowiadajac o kolejnych cyklach zdjec na niej przedstawionych, a w nich o znaczacych je fotografiach… Serdecznie zapraszam wiec na spotkanie z Krzysztofem i moja fotografia na 23 wrzesnia, na godzine 18:00! Opole, Muzeum Slaska Opolskiego, ul. św. Wojciecha 13 /tel. (77) 453 66 77, (77) 454 46 11/.
Wszystkiego najlepszego,
Andrzej Jerzy Lech
Pomysł zaprezentowania listów na wystawie fotografii uważam za wyjątkowo trafiony, uzupełniły one świetne zdjęcia Andrzeja Jerzego Lecha, przybliżając jego postać oglądającym. Bardzo interesująca relacja, dogłębnie przedstawiałaś fotografa Janeczko i zaprezentowałaś znakomite zdjęcia, charakterem i kolorystyką wpisujące się w klimat wystawy. Gratuluję profesjonalnego materiału 🙂
Gosiu, dziękuję za pochlebny komentarz. Jest mi miło.
Galeria FF udostępniła na swojej stronie link do publikacji w pliku pdf.
W FireFoksie są u mnie jakieś problemy z otwarciem, ale już w Google Chrome, nie.
Piękna, bardzo nostalgiczna wystawa, pobudzająca do refleksji szczególnie tych, którzy dali się ponieść współczesnemu koonsumpcjonizmowi.Autorka opisała swoje odczucia na tyle precyzyjnie, że trudno tu cokolwiek więcej dodać
Dobrze, że podkreśliłaś, Elu, aspekt „pobudzania do refleksji”. Faktycznie fotografie Andrzeja generują różne myśli od tych ściśle egzystencjalnych po rozważania nad miejscem fotografii w sztuce. Pomimo upływu lat a nawet wieków odczuwa się pewien niedosyt akceptacji, lekkie niedowartościowanie. A szkoda…
Świetna relacja z wystawy o wspaniałym człowieku. Jak widać na fotkach były tłumy … i jak autor nam podaje… warto było.