Obiecana trzecia cześć wspomnień z wyprawy dookoła Tunezji.
Oto dotarliśmy do wioski na skraju Sahary. Rozbiliśmy obóz na campingu i oczekujemy na propozycję indywidualnych wypraw w głąb pustyni, gdyż żadne zbiorowe wycieczki i wyreżyserowane spektakle nas nie interesują.
I oto zjawia się człowiek, który pyta, czy chcemy spędzić noc na Saharze. Mówimy, że tak, dajemy kasę i czekamy…. Następnego dnia, wczesnym popołudniem, podjeżdża taksówka i wiezie nas na wielki stadion na skraju pustyni. Tu pewnie odbywają się jakieś zawody, bo teren wielki i z amfiteatralną widownią. Może wyścigi wielbłądów?
Odbiera nas dwóch beduinów. Siadamy na wielbłądy i czekamy… Wielbłądy jakieś takie obładowane, beduini dziwnie milczący… Czekamy dalej… Mój wielbłąd zaczyna dziki taniec…
W pewnym momencie podjeżdza lśniący srebrny mercedes z przyciemnionymi szybami. Jeden z naszych przewodników podchodzi… delikatnie opuszcza się szyba… ciche szepty… Oho! Porwą nas! Jakiś zwitek (kasa chyba) znika we wnętrzu auta… Karawana rusza w głąb pustyni. Trwożnie rozglądam się na wszystkie strony, szukam punktów orientacyjnych… A jak pada cień? Z której strony? Jak się uda uciec, żeby wiedzieć, w którą stronę śmigać… Hm… Staś i Nel… też porwani… rękawiczka… co rzucić? chyba nie aparat… Mam korale na szyi – rzucę… Może nie zasypie piasek, może ktoś znajdzie….
Po godzinie – stop. Odpoczynek. Przewodnicy siadają osobno, milczą, patrzą. My w kupce… kości bolą, ja nic nie mówię, żeby się ze mnie nie śmiali… Po odpoczynku ruszamy w dalszą drogę… Rozgladam się po niebie, czy helikopter porywaczy gdzieś nie nadlatuje. Nagle karawana się rozdziela… Oho, to już na pewno początek porwania, rozdzielają nas. Nie.. jeden beduin obszedł wydmę z lewej a drugi z prawej strony… Czyli, jeszcze nie…. A czemu oni tak się rozglądają? Czemu coś pokazują? Każą nam schodzić z wielbłądów, sami znikają… My – walimy się na piasek i prostujemy kręgosłupy… Po chwili wrócili beduini z nazbieranym chrustem. Aha… to już tu zostaniemy i oni zbierają paliwo na ognisko… Jakoś mnie zaskoczyło, gdy jeden z nich ognisko rozpalił zapalniczką… Czego oczekiwałam? Hubki i krzesiwa czy kręcenia patykiem w drewnie?
Powoli opadały emocje… Męska część wycieczki poszła szukać suchych gałązek, a dziewczyny przyłączyły się do gotowania. Wszystko co trzeba do rozłożenia biwaku na pustyni na swoich garbach przywiozły wielbłądy… I dlatego tak bardzo było nam niewygodnie, bo siedzieliśmy na żerdziach, garnkach i czajnikach 🙂 🙂 🙂 Jeszcze przed zmrokiem nasi przewodnicy rozstawili namiot.. i otoczyli go suchymi kolczastymi krzewami. Potem była pyszna kuskus z kurczakiem, miętowa herbata, tańce i śpiewy niemal do rana. Żadnych granic, swobodne porozumiewanie, choć nikt z nas nie umiał po francusku 🙂 Zmęczeni udaliśmy się do „namiotu”. We śnie na szczęście nie słyszałam jak wokoło namiotu buszował szakal.
A ja Basiu to tak szczerze Ci zazdroszczę takich przygód. Fajnie przeprowadziłaś nas po swoim szlaku, dzięki za wspaniale doznania!
🙂 tak, zimno było, zwłaszcza że to dopiero kwiecień 🙂
Czy noce na pustyni faktycznie są takie zimne ?
Dziękuję, że czytacie i oglądacie 🙂 Pozdrawiam serdecznie 🙂
Rewelacyjne zdjęcia i przecudna relacja…dzięki Basiu !!!!
Dramatyczna, zapierająca dech relacja z podróży na Saharę, ze szczęśliwym zakończeniem 🙂 Podziwiam odwagę i kondycję Basiu 🙂 Świetne, ciekawe zdjęcia pachnące dalekim, odmiennym klimatem.