Wracając z miasta, które przypomina kosmiczny plac budowy, kierowany przez niedoinwestowanych technologicznie kosmitów, myślami pobiegłam hen, daleko, gdzie powietrze czyste i trawy zielone.
Jednakowoż, żeby nie popaść w czarną rozpacz, że mnie tam nie ma, przygotowałam przewrotną, żeby nie powiedzieć tendencyjną relację z najpopularniejszego miejsca
w Zakopanem czyli Gubałówki – szczytu (1126 m.n.p.m.) na Pogórzu Gubałowskim
i spacerowej trasy w kierunku Butorowego Wierchu.
Widok tłumów w kolejce do kas na dolnej stacji (823m. n.p.m.) przypomina sytuację na dworcu tymczasowym PKP Wrocław Główny. Tylko nastroje wśród czekających są zdecydowanie lepsze. Nic dziwnego. Podróż trwa zaledwie 5 minut i już można rozpocząć spacer po płaskiej, wygodnej drodze, obstawionej przez kramy, bufety i smażalnie oscypków, podawanych na ciepło z żurawiną. Nie wiadomo kiedy tłum ulega rozproszeniu
i już nic nie przeszkadza chłonąć zapierające dech górskie krajobrazy, malownicze doliny
i przytulone do zboczy wioski.
Ech, wzruszyłam się 🙂 Z wielką przyjemnością obejrzałam Twoje piękne zdjęcia z Zakopca, Janeczko. Sto lat tam nie byłam, przypomniałaś mi Gubałówkę, Giewont, szlaki, drewniane kościółki…Widzę, że tradycja w narodzie nie ginie – turyści nadal kupują guńki z parzenicami i kapelusze ozdobione muszelkami, owczarki podhalańskie zarabiają pozując do zdjęć, a do kolejki trzeba odstać swoje 🙂 Tylko oscypków wybór większy niż kiedyś 🙂
Też chcę się wybrać ale nie będzie to pełnia sezonu ani długi weekend:) Choć chyba wolę mniej zatłoczoną Szczawnicę a sery a zwłaszcza ukochany bundz też cudnie tam smakuje…