Bangalore, (Bangalur Baṁgalūr, ang. Bangalore) to trzecie co do wielkości miasto i piąta aglomeracja w Indiach – 7,1 mln mieszkańców (w 2006). Miasto położone jest na płaskowyżu Dekan (950 m n.p.m.), co zapewnia łagodny klimat.
Obecnie Bangalore nazywane jest indyjską Doliną Krzemową. Zamieszkiwane jest przez najlepszych specjalistów od oprogramowania komputerowego na świecie, którzy, wykształceni poza granicami kraju, sprowadzają do Bangalore nowoczesność, powiew i pęd XXI wieku.
Tutaj swoją siedzibę ma między innymi Indian Institute of Science. Wiele międzynarodowych koncernów informatycznych i elektronicznych ma tutaj swoje oddziały, m.in. Sun Microsystems, IBM, Motorola, Oracle, Philips, Samsung Electronics, Texas Instruments, Intel, AMD, HP, Google, Nokia Siemens Networks oraz VMware z centrum rozwojowym, w którym powstała znana usługa Google Finance.
Bangalore ma również przydomek miasta ogrodów, jednak wskutek dynamicznej rozbudowy miasto zatraciło część swojego dawnego wizerunku.
Bangalore to miasto kontrastów, wielka bieda i wielkie bogactwo, najpiękniejsze pałace i śmierdzące slumsy. Indyjska ulica to istny chaos, riksze, motory, taksówki, rowery, autobusy, ciężarówki i święta krowa.
W ruchu miejskim panuje prawo silniejszego, dzięki temu ruch stłoczonych pojazdów porusza się płynnie. Jazda polega na tym aby wyrazem twarzy i wpychaniem się wymusić pierwszeństwo. Święte krowy spacerują po ulicach i nie wadzą nikomu.
Równolegle do tego, płynie tam życie znacznie spokojniejsze, hołdujące pradawnym wartościom religii i tradycjom.
Zdjęcia nadesłał Tom Fiszer przebywający obecnie w Bangalore.
Ciekawa relacja, świetne zdjęcia. Dla nas europejczyków Indie to pełna egzotyka przyciągająca swoją odmiennością, również ze względu na te kontrasty, o których piszesz Izo. Na krótką wycieczkę – proszę bardzo, ale mieszkać tam – nigdy 🙂
Zdjęcia zrobił mój syn, który przebywa tam drugi miesiąc. Też nie jest zachwycony miastami indyjskimi i życiem tam. A jeść na ulicach to ryzyko choroby dla europejczyka.
Po prostu pojechać, zobaczyć i wrócić.
Ponoć Hindusi (z nieznanych mi powodów) wykazują wyjątkowe talenty właśnie na polu najszerzej rozumianego IT…sporo czytałem o Indiach i, mówiąc szczerze, nieco mnie ten kraj przestrasza…nie wiem dlaczego…:-)
Chyba właściwie nazwałeś i moje odczucie… Mnie przestrasza ten tłum, ale chyba bardziej bałabym się zjeść cokolwiek serwowanego na ulicy. Natomiast taki mały trakking po zboczach Himalajów z nieodłączną „Turystyczną” w plecaku? Czemu nie! Jadę 😉
W Indiach dzieci z bogatszych rodzin,(jest to już tradycją) wysyłane są na studia do Ameryki i Europy, potem wracają i zapewne dlatego mają tylu specjalistów elektroników i informatyków.
Niesamowite…podobne wrażenia miałam po krótkim pobycie w Kairze.
Kiedy czytam o umiejscowieniu siedzib tych renomowanych firm w Indiach i jednocześnie oglądam zdjęcia z indyjskich ulic nie wątpię, że to kraj ogromnych kontrastów, ale pewnie i wielkich możliwości. Zaciekawiło mnie, dla jakich powodów właśnie tam urodził się brat Doliny Krzemowej…