Platforma widokowa na dzwonnicy katedralnej, zwanej Wieżą Trynitarską, to miejsce, z którego można podziwiać w oddali panoramę współczesnej zabudowy Lublina i z bliska zabytki i uliczki Starego Miasta.
Sama wieża jest jednym z najciekawszych obiektów zabytkowych Lublina. Jest też siedzibą Muzeum Archidiecezjalnego Sztuki Religijnej, którego staraniem zgromadzono w wieży obrazy, rzeźby i inne obiekty wycofane z kultu.
Wieża wchodzi w skład zabudowań Kolegium Jezuickiego. Po rozwiązaniu jezuitów przejęli ją trynitarze (zakon sprowadzony do Polski wolą króla Jana III Sobieskiego). Ostatecznie, w 1818 roku, wieża przeszła na własność miasta.
Pięć kondygnacji ceglanej wieży wypełniają drewniane konstrukcje, solidne belki, platformy i niesamowite schody. Dębowe, grube bale, pamiętające czasy jezuitów, wzbudzają zachwyt nie tylko swoją solidnością, ale niezwykłą prostotą konstrukcji. Sprawiają wrażenie wachlarza rozpiętego wokół pionowej belki – osi wieży. Z półmroku wyłaniają się figury „płaczek”, rzeźby Chrystusa Frasobliwego, Archanioł depczący szatana. Małe figurki zdają się być przebudzone światłem flesza.
W surowej scenerii wnętrza ekspozycja sztuki renesansowej i baroku uatrakcyjnia zwiedzanie obiektu, którego początki sięgają XVII wieku. Na czwartej kondygnacji można z bliska zobaczyć dzwon „Maria” z 1951 r., wykonany w ludwisarni Felczyńskich z Przemyśla. W jednym z zakamarków umieszczono XVII wieczne tarabany, wyposażenie ówczesnego wojska. Zwiedzający chętnie wydobywają z nich dźwięki drewnianymi pałeczkami.
Półmrok, niezbyt sprzyjający fotografowaniu, buduje niesamowity klimat we wnętrzu wieży. Zwiedzanie bez przewodnika wymaga skupienia uwagi, żeby nie przegapić ukrytych w cieniu eksponatów.
Z platformy widokowej roztacza się aż po horyzont panorama Lublina. Z wysokości 40 m dokładnie widać kamieniczki Starego Miasta, turystów spacerujących uliczkami, szyldy nad sklepami i kawiarenkami. W oddali widać odrestaurowany zamek lubelski a z bliska malownicze wieże archikatedry. Takie panoramiczne spojrzenie na miasto od razu podsuwa pomysły, gdzie powędrować dalej. Może na zamek? A może bliżej, do Bramy Krakowskiej i usytuowanej w pobliżu samoobsługowej jadłodajni Pyzata Chata?
Ciekawa relacja okraszona znakomitymi zdjęciami, oglądam je z przyjemnością i przywołuję wspomnienia sprzed kilku dni kiedy mozolnie wchodziłam na Wieżę. Poszczególne poziomy pozwalały złapać oddech, a zaprezentowane ekspozycje umilały trud wchodzenia 🙂
Dokładnie tak. Trochę mało światła na niektórych platformach, ale pomysł z mini-ekspozycjami uważam za fantastyczny.
Nigdy tam nie byłam, choć powinnam. Cała rodzina ze strony mamy pochodziła właśnie z Lublina, przyjechali z bratem moim do Wrocławia w 1945, ja, jako jedyna z rodziny, jestem wrocławianką. Lata planowałyśmy z mamą wyjazd w jej rodzinne strony, ale w tym zabieganym życiu stale coś było ważniejszego, mama jeździła tam na groby bliskich przed 1 listopada…do dziś mam w pamięci jej „wygody” w podróży.
Teraz już wiem, że pojadę Twoimi Janeczko śladami…pozdrawiam!
A to dopiero. Cieszę się, że na coś się relacja moja przydaje 😉 Dla mnie to było pierwsze spotkanie z miastem, które, nie ukrywam, pozytywnie mnie zaskoczyło. Nie wiem skąd tkwiło we mnie przeświadczenie, że to miasto „prowincjonalne”. Oczekiwałam niskich kamieniczek, wąskich uliczek i kobiecinek w chustach na głowie. Zobaczyłam okazałe budowle jak na ul. Bajcsy Zsilinszky w Budapeszcie, czyściutkie autobusy i trolejbusy, atrakcyjnie odnowiony dworzec i niesamowite Stare Miasto tętniące życiem do późnych godzin. Określenie „prowincjonalne” pasuje może do okolic dworca PKS, okupowanych przez handlarzy-straganiarzy, miejscowych i przyjezdnych. Ale takie miejsca są chyba … w każdym większym polskim mieście.