„Kochaj mnie, a będę Twoją / Całuj mnie i mocno tul… ” – zaśpiewał brawurowo Fabian Włodarek, dając publiczności ogromną radochę, ale i możliwość wysłuchania piosenki Stanisława Staszewskiego, jak należy, czyli w duecie. Rolę męską w tym utworze zaśpiewał Jacek Bończyk – artysta wieczoru poświęconego twórczości niezapomnianego barda PRL-u.
Stanisław Staszewski (ur.1925 – zm.1973), architekt z wykształcenia, poeta z umiłowania, śpiewający własne teksty z akompaniamentem gitary, był na przełomie lat 50. i 60. duszą niejednego towarzystwa i „gwiazdą” niejednego klubowego wieczoru. W tekstach Jego piosenek dominowały dwa nurty: kobiecy, z nieodłącznym motywem idealizowanej miłości, zdrady i samotności oraz nurt siermiężnej, komunistycznej rzeczywistości:
Rosną w Polsce domy z czerwoniutkiej cegły,
Domy wznosi piekarz, bo w tej pracy biegły.
Handel zagraniczny rozwijają zduni –
Znają koniunktury z gawędzeń babuni.
/Kołysanka stalinowska/
Autorski, literacki komentarz do bieżących wydarzeń w kraju wzbudził zainteresowanie władz, co ostatecznie skutkowało usunięciem z partii a następnie z pracy. Stanisław Staszewski wyemigrował do Paryża w 1967 roku.
Teksty Jego piosenek znalazły i nadal znajdują „odkrywców”, którzy przedłużają ich klubowe i estradowe życie oraz pamięć o Autorze. Najgłośniejszym popularyzatorem tej twórczości jest „Kazik”, czyli Kazimierz Staszewski – syn barda. Niektóre piosenki miał w swoim repertuarze Jacek Kaczmarski (ur. 1957 r. – zm. 2004 r.), inni znani artyści, jak Artur Andrus czy mniej (mi) znani, jak Bartosz Kalinowski czy Małgorzata Abramowicz.
Widać współcześni wykonawcy nie wzięli sobie do serca „samokrytycznych”, ale i prześmiewczo sprzecznych wypowiedzi Staszewskiego :
Właściwie nie powinno się robić takich nagrań, nie tylko, że moje piosenki obrażają muzykę i poezję, zresztą, nic nie szkodzi, bo przecież po to są pisane. Ale też i to, co się dostaje w takich warunkach technicznych, to jest obraza sonaryzacji wszelkiej oraz hi-fów przenajświętszych, amen. […]
Jeżeli ktoś tam kiedyś odkryje te piosenki i dorobi do nich jakąś korbę do wyciskania szmalcu, to jeszcze lepiej. (źródło)
Mało tego. Wykonawcy, niejednokrotnie, wzbogacili oryginalny, dość spartański akompaniament gitary, ciekawym brzmieniem dodatkowych instrumentów oraz, dzięki własnej osobowości, ekspresji i zdolnościom interpretacyjnym, wydobyli z epicko-lirycznych tekstów sprzed lat całkiem aktualne lub ponadczasowe znaczenia.
Choć nie ma w kabzie srebra ni złota
Przyda się przecież nasza robota.
Dopchamy wreszcie, w którymś tam roku,
Do wojny, co to ma być o pokój.
Co oszczędzimy, to ktoś ukradnie,
Idzie składnie, jakoś się pcha.
Więc wykonajmy plan narodowy,
Inżynierowie z Petrobudowy,
Kładziemy lachę, niech brzękną szkła,
Budowniczowie na 102!
/Inżynierowie z Petrobudowy/
Występujący na scenie Impartu zespół Jacka Bończyka uraczył słuchaczy barwną muzyczną ilustracją poetyckich i reporterskich piosenek Staszewskiego, w której pobrzmiewało tango i blues, folk z warszawskiego podwórka i bossanova. Na akordeonie i pianinie grał wspomniany już Fabian Włodarek, na kontrabasie Konrad Kubicki oraz Paweł Stankiewicz na gitarze i „bałałajce”. Szczera i zaangażowana interpretacja tekstów, w wykonaniu Jacka Bończyka, w połączeniu z grą towarzyszącego artyście zespołu, niewątpliwie zjedna kolejnych fanów twórczości Stanisława Staszewskiego, w 40 lat po jego śmierci.
W czarnej urnie moich wszystkich czarnych lat
Czarna błyskawica spala czarny kwiat,
Czarne słońca gasną, wschodzi czarny nów,
Spieszmy się, nim czarny dzień powróci znów.
/W czarnej urnie/