W zapowiedziach premiery filmu Andrzeja Wajdy, p.t. „Wałęsa. Człowiek z nadziei” pojawiały się określenia, takie jak: „film oświatowy” czy „historyczny”. Pomyślałam, że to dobrze, że ktoś tak dobry jak Wajda przedstawi w tak przystępnej formie, jaką jest film, najnowszą historię Polski. Bo, wbrew oczekiwaniom, wydarzenia z lat 1968-1989 nie znalazły się w podręcznikach historii rówieśników stanu wojennego.
Aspekt historyczny filmu. Plusy ujemne
Niestety. Moim zdaniem uznać ten film za „historyczny” mogą tylko te osoby, które tę historię znają, osoby, które uczestniczyły bądź śledziły wydarzenia, które doprowadziły do strajków w grudniu 1970 roku, w czerwcu 1976 roku czy w sierpniu 1980 roku. W filmie tylko protesty w Stoczni Gdańskiej im. Lenina, 14 -16 grudnia 1970 r., zostały wyjaśnione w uporządkowany sposób. Widz dowiedział się, że przyczyną protestów były wprowadzone wyższe ceny na żywność i węgiel. Że Władysław Gomułka, pierwszy sekretarz partii, wydał zgodę na użycie broni przeciwko strajkującym.
Ze zdjęć dokumentalnych (lub wyglądających na dokumentalne) wypełniających kinowy ekran wyłania się obraz robotników, których protest dławi milicja, ZOMO i wojsko. Czołgi, transportery opancerzone, gazy łzawiące. Ranni i zabici.
Kolejne obrazy, niczym freski historyczne, prezentowane są w identyczny sposób. Tyle, że nie słyszymy już komentarza. Nie wiemy, na co patrzymy i kiedy to się dzieje. Gdyby nie dzieci Wałęsy, których przybywa i rosną, można by pomyśleć, że oglądamy ciągle te same sceny z grudnia 1970 roku.
A to już rok 1980. Sierpień. Strajk w stoczni. Robotnicy przedstawiają władzy listę postulatów. Są nieustępliwi. Wygrywają. Ogłaszają zakończenie strajku. Ludzie, zadowoleni z obiecanej podwyżki wynagrodzenia, zaczynają się rozchodzić. W tym momencie wpada do stoczni maszynistka, która przed chwilą prowadziła tramwaj (w roli Henryki Krzywonos Dorota Wellman). Z wyrzutem w głosie informuje, że w mieście nadal strajkują i domaga się poparcia. Ogłoszenie ad hoc strajku solidarnościowego nie robi wrażenia na odchodzących z placu robotnikach…
Tu także zabrakło komentarza. Ta scena rodzi pytania: Czy stoczniowcy załatwiali tylko swoje problemy? Dla siebie? Czy chodziło tylko o pieniądze?
Co się działo w kraju między grudniem 1970 a sierpniem 1980? Tego się z filmu nie dowiemy. To słaba strona scenariusza (Janusz Głowacki). Nawet jeśli w podtytule jest dopisek „film biograficzny”, to umieszczenie akcji wyłącznie na terenie stoczni, w mieszkaniu i w sali przesłuchań pozbawia widzów, zwłaszcza zagranicznych, możliwości wyobrażenia sobie Polski z tamtego okresu. Nie jest także reprezentatywna dla wizerunku Polski scena z umiejscowionej gdzieś na peryferiach rozpadającej się budy, w której mieszkał z rodziną jeden ze stoczniowców.
(Dygresja: Nic dziwnego, że ciągle trafiam na opinie, że w Polsce nie używa się pasty do zębów a po ulicach chodzą niedźwiedzie…)
A lata 70. to także Jazz Jamboree, Międzynarodowy Festiwal Teatru Otwartego, to komputer trzeciej generacji Odra 1305, to 3 miejsce Polski na mistrzostwach świata w piłce nożnej, to wybór Karola Wojtyły na papieża…
Lech Wałęsa. Bohater- antybohater. Plusy dodatnie
Wróćmy jednak do głównego bohatera filmu – Lecha Wałęsy (Robert Więckiewicz). Poznajemy go tylko tu i teraz. Bez przed i bez potem. Wiemy, że pracuje jako elektryk w stoczni i ma żonę Danutę (Agnieszka Grochowska), która spodziewa się dziecka.
Ciekawostką dla niejednych (ale i prawdą historyczną) jest, że w grudniowy poniedziałek, w dniu strajku był na zwolnieniu i „załatwiał” wózek dla pierwszego dziecka. Sierpniowy strajk, zaplanowany przez Bogdana Borusewicza, rozpoczął się także bez niego. Można by powziąć przekonanie, że nie on sam, ale wir historii wciągnął go w epicentrum wydarzeń, w którym już pozostał.
„Chcesz wygrać z wojskiem, z milicją, z Edwardem Gierkiem?” – pyta żona.
„Danuśka, mnie zmuszają do tego, żebym ja chciał.” – odpowiada.
Łatwość (co nie znaczy poprawność) mówienia do tłumu, poparcie kolegów z pracy i odkryty smak bycia przywódcą. Do tego dawka adrenaliny po każdym „spotkaniu” z funkcjonariuszami SB. Odniosłam wrażenie, że młody Wałęsa nie był do końca świadomy z kim zadziera. (A może zamarzyła mu się rola podwójnego agenta? Film „Stawka większa, niż życie” święcił triumfy na czarno-białych ekranach, w latach 60.).
Jego zachowanie było z jednej strony nerwowe (spieszy się do żony i kątem oka widzi zakrwawione ciała przeciągane korytarzem), z drugiej szczeniackie: podpisuje trzy dokumenty bez czytania, zadowalając się odpowiedzią na pytanie: „Co podpisuję?”, że to przyrzeczenie postępowania zgodnego z Konstytucją. Może to nadinterpretacja, wynikająca z powierzchowności scenariusza, ale „nowonarodzony” przywódca robotników działał i zachowywał się jakby w kokonie bezpieczeństwa. Czy wiara i brak wyobraźni może pozbawiać strachu przed konsekwencjami poczynań na czele strajkujących?
„Nasi przyjaciele zadają pytania czy istnieje konieczność, żeby pan jeszcze żył.”– zapytał retorycznie oficer śledczy Zawiślak (w tej roli Zbigniew Zamachowski).
„No, to beatyfikację miałbym murowaną.” – odpowiada Wałęsa
Świadomość konsekwencji przyszła dużo później. Podczas przesłuchania, po kilku latach, jak mantrę powtarza: „numer sprawy, proszę „, i „niczego nie podpiszę” – w scenie nawiązującej do wydarzeń z 1983 roku wykorzystano oryginalny tekst stenogramu przesłuchania.
Uważam, że reżyser Andrzej Wajda wspólnie z aktorem Robertem Więckiewiczem we właściwym świetle pokazali zwyczajnego człowieka uwikłanego w tryby machiny władzy, który z tą władzą próbował podjąć bezkrwawy dialog.
O filmie. Plusy dodatnie, plusy ujemne
Dobrym zabiegiem jest utworzenie ścieżki muzycznej z dynamicznych utworów zespołów Chłopcy z Placu Broni, Brygada Kryzys, KSU, Dezerter, Tilt. Natomiast mam mieszane uczucia, co do zasadności manipulacji obrazem i montowanie niby dokumentalnych ujęć, jak np. z obrad, na których obok Tadeusza Mazowieckiego widzimy aktora Roberta Więckiewicza. Ratując historyczny aspekt filmu, który – jak pisze producent Michał Kwieciński, szef Akson Studio – „został nakręcony nie tylko dla dzisiejszych odbiorców, ale przede wszystkim dla przyszłych polskich pokoleń” może warto było umieścić w filmie autentyczne fragmenty dokumentalnych, filmowych zapisów lub zdjęć z wydarzeń, które stanowiły kamienie milowe w drodze do demokracji, w drodze do wolności.
O głównej roli. Plusy bardzo dodatnie
Film ogląda się dobrze. Jest to zasługa aktorów, szczególnie Roberta Więckiewicza odtwarzającego w błyskotliwy i brawurowy sposób postać Lecha Wałęsy.
Aktor pokazał dojrzewanie prostego robotnika do roli przywódcy, jego rozterki przed podjęciem właściwej decyzji, na którą czekał tłum. Rozwiązania podsuwał mu wszak tylko instynkt, nie ugruntowana wiedza.
Nie jest łatwo przyznać się przed samym sobą, że do pewnych zadań nie ma się zwyczajnie przygotowania. Te psychologiczne i emocjonalne niuanse w zachowaniu Lecha Wałęsy Robert Więckiewicz odegrał perfekcyjnie.
W zasadzie widzimy dwa oblicza Wałęsy. Te naturalne jawi się nam w środowisku rodziny i kolegów z pracy. Te drugie oblicze, nieco teatralne, to wizerunek publiczny.
Podczas długiego wywiadu Wałęsy z włoską dziennikarką Orianą Fallaci (nieco demoniczna w tej roli Maria Rosaria Omaggio), którego fragmenty tną film na kawałki, widzimy człowieka, który przykrywa butną miną, nawet pyszałkowatością zwyczajny ludzki lęk przed ośmieszeniem się w rozmowie z przedstawicielem zachodniej prasy i przed deprecjacją ważkości działań podjętych wspólnie z robotnikami na drodze do utworzenia Niezależnych Związków Zawodowych a – pośrednio – także do obalania komunistycznego reżimu.
Nie ukrywam, że ówczesne telewizyjne przekazy ze spotkań Lecha Wałęsy z VIP-ami tego świata zawsze wzbudzały we mnie dreszcz niepokoju: „Czy sobie poradzi?” I pamiętam uczucie ulgi, kiedy sobie poradził. Nawet, jeśli po drodze wzbudzał śmiech swoimi zakręconymi wywodami, typu „plusy dodatnie, plusy ujemne”. Ten dreszcz i tę ulgę przeżyłam ponownie oglądając i słuchając aktorskiej gry Roberta Więckiewicza.
Jeśli Oskar – to tylko za tę rolę.
A recenzja – świetna, dużo można się o filmie dowiedzieć.
Dziękuję. Na liście podróżnej filmu jest tyle przystanków, np. Korea Płd.(!), że pewnie i do Twoich kin zawita.
http://www.rp.pl/artykul/1049945.html
Filmu nie widziałam, ale pewnie go kiedyś zobaczę. Cenię sobie filmy Wajdy i myślę że wiele temu filmowi zarzucić nie można, Wajda robi dobrze filmy. Film to nie historia, ma swoje prawa fikcji.
Dobrze ze powstał taki film i myślę, że nikt inny by tego lepiej nie zrobił. BoO On jest człowiekiem tamtego czasu.
Cóż, ja nawet w fikcji szukam ziarna prawdy. Ten typ tak ma 😉
Filmu jeszcze nie widziałam, dość sporo o nim czytałam i obawiam się , że nie wszystko jest pokazane jakbym chciała…to bardzo moje czasy i nie tylko pozytywne wspomnienia.
Pewnie pójdę choć nieraz chciałabym zapomnieć o tamtych latach, teraźniejszość pokazuje mi jak wiele zostało zwyczajnie zmarnowane…
Napisałaś świetną recenzję Janeczko, brawo!
Jokato, dziękuję. Słusznie zauważyłaś… wiele zostało zmarnowane… Z 21 postulatów (tu lista http://fotoreporter24.pl/2010/08/17/wystawa-w-30-rocznice-przyjecia-21-postulatow-sierpniowych/) co zostało ?
Film trzeba obejrzeć, choćby po to, żeby skonfrontować swoje wrażenia z refleksjami innych widzów. Pozdrawiam, J.
Janko, zgadzam się z Twoimi opiniami o filmie. Jestem zdania, że to było niesłychanie trudne zadanie zrobić film fabularny na podstawie historii życia człowieka, który jeszcze żyje. Poza tym materiału fabularnego starczyłoby na dość długi serial, więc skróty i pewna powierzchowność była, moim zdaniem, konieczna. Jednak uważam, że Wałęsa pokazany został świetnie. Oczywiście olbrzymia to zasługa samego Więckiewicza 🙂
Pozdrawiam, Regina
To prawda, niestety. Sam producent „przestrzegał”, że nie jest to portret historii, tylko portret człowieka. Nie mniej, biorąc pod uwagę, że filmy żyją dłużej, niż świadkowie, oczekiwałam tej pigułki wiedzy historycznej dla młodego pokolenia, dla następnych pokoleń… Dziękuję za komentarz, Reginko. Pozdrawiam, J.