Dzisiejsza fotorelacja powstała przypadkiem. Idąc z Teatru Współczesnego, ulicą Nowy Świat do Placu Biskupa Nankiera mijałam grupy niemieckich turystów w podeszłym wieku. To częsty widok we Wrocławiu, mieście, w którym do 1945 roku przewagę ludności stanowili Niemcy.
Biorąc pod uwagę fakt, że od zakończenia II Wojny Światowej minęło 69 lat, zastanawiam się czy to byli ówcześni mieszkańcy, czy ich dzieci. Czy pamiętają ulice swojego dzieciństwa, czy znają je tylko ze zdjęć i opowieści. Nachodzą mnie takie refleksje, że może przyjeżdżają, żeby sprawdzić, w jakiej kondycji są domy, które projektowali także niemieccy architekci.
W wyniku działań wojennych, w ostatnich miesiącach wojny, 70 % miasta zostało zniszczone. Obrońcy Festung Breslau wyburzeniami i ogniem usiłowali zatrzymać nacierającą Armię Radziecką. Jeszcze długo po wojnie puste oczodoły kamienic straszyły mieszkańców. Władze kraju nie spieszyły się z odbudową. Nad miastem krążył duch tymczasowości. Wagony cegieł wywożono na odbudowę stolicy. Grabiono wyposażenie domów i kościołów. Niszczono ślady niemieckości, zrywano szyldy z nazwami ulic, sklepów i zakładów. Burzono pomniki.
I chociaż mówi się, że łatwiej budować, niż remontować, we Wrocławiu dźwignięto z ruin zabytkowe kamieniczki wokół rynku – zburzone do pierwszego piętra, odbudowano katedrę, której całe wnętrze było wypalone, odrestaurowano obiekty użyteczności publicznej, m.in. Halę Stulecia, Halę Targową, domy towarowe Renoma i Feniks. Zabytki, także te „pamiętające” czasy Piastów, położone na Ostrowie Tumskim, w najstarszej części Wrocławia, z roku na rok mają się coraz lepiej. Kamienice, jak ta, w której mieści się Instytut Filologii Romańskiej, latami mijane obojętnie, teraz przyciągają wzrok ciekawą architekturą i zdobieniami.
Dużo pozytywnych zmian w wyglądzie miasta nastąpiło w ostatniej dekadzie, ale można też zaobserwować zjawiska negatywne. Dyskusyjna jest trwałość wykonanych renowacji. Elewacja barokowego gmachu Uniwersytetu Wrocławskiego już prosi się o odświeżenie. Także zaniedbane podwórka i zniszczone kamienice w sąsiedztwie odremontowanych obiektów nie dodają im splendoru. Nie świadczą też dobrze o koncepcji (raczej jej braku) na globalny remont Wrocławia. Od 69 lat miasto jest niezmiennie rozległym placem budowy z punktowo zabliźnionymi wojennymi ranami i nowymi obiektami „wklejanymi” w wolne przestrzenie.
Komu, jak komu, ale budowlańcom we Wrocławiu pracy nie zabraknie. Przydałby się jeszcze ktoś na miarę mistrza Richarda Plüddemanna, który w latach 1885-1908 pełnił we Wrocławiu funkcję miejskiego radcy budowlanego do spraw architektury i budownictwa naziemnego. Obiekty, które zaprojektował, budynki szkolne, gmachy urzędów czy wizytówkę Wrocławia – Most Grunwaldzki, służą mieszkańcom ponad 100 lat.
Wiele razy wracam wkurzona po spacerze ulicami miasta ale co tam,kocha się po wariacku to swoje miasto, wybacza się też niedociągnięcia…
Każdemu miastu, nie tylko Wrocławiowi, przydałby się dobry radca budowlany, mający wiedzę historyczną i dobry gust, żeby jego rady nie przyczyniały się do szpecenia miasta. Szczególnie kiedy wchodzi w grę odnawianie starych, zabytkowych obiektów, tu ważny jest nie tylko kolor elewacji, ale także trwałość farby i innych materiałów.
Ciekawa fotorelacja, świetne zdjęcia 🙂
Dziękuję malby 🙂 Na pewne aspekty miejskiej architektury zaczęłam zwracać uwagę przy robieniu zdjęć. Wtedy najlepiej widać oczywiste błędy. Poświęcę im kiedyś specjalny foto-spacer po mieście.
Mam też w planie odwiedzić istniejące do dzisiaj obiekty użyteczności publicznej zaprojektowane przez mistrza Richarda Plüddemanna.
A teraz czas w drogę! Na mój „Szlak niespodzianek” wrocławskiej Nocy Muzeów. Mam nadzieję, że z muzeów Łodzi także powstanie fotorelacja. Miłego weekendu! Janina