W ostatnią sobotę miłośnicy Teatru Współczesnego we Wrocławiu mieli okazję obejrzeć premierę spektaklu „Tajemniczy ogród” w reżyserii Katarzyny Szyngiery, według scenariusza Agnieszki Jakimiak i scenografii Agaty Baumgart. Źródłem inspiracji była powieść The Secret Garden, angielskiej powieściopisarki Frances Hodgson Burnett, opublikowana w 1909 r.
Natomiast po niedzielnym przedstawieniu zorganizowano spotkanie widzów z aktorami i twórcami. Gospodarzem wieczoru była Pani Tatiana Drzycimska, rzecznik prasowy Teatru Współczesnego.
Taka konfrontacja z widzami, bezpośrednio po premierze, to pomysł bardzo odważny. Któż bowiem, po kilku miesiącach intensywnej pracy twórczej i godzinnym przedstawieniu – wyczerpującym fizycznie (dynamiczna gra aktorów z elementami gimnastyki) i intelektualnie (trudny tekst wymagający doskonałej pamięci i koncentracji) – ma odwagę słuchania innych, niż pochwalnych komentarzy?
Nie wiem, jakie znaczenie dla artystów ma opinia przeciętnego widza? I czy powinna mieć jakieś znaczenie? Ale wiem, że spotkanie pozwoliło mi, jako widzowi, lepiej zrozumieć przyjętą koncepcję adaptacji literackiego pierwowzoru i scenicznej wizualizacji tej znanej, wzruszającej i intrygującej historii przyjaźni trojga dzieci z angielskiej posiadłości lorda Archibalda Cravena.
Realizatorzy przedstawienia postawili na twórczą, autorską transformację dzieła. Zrezygnowali z imitacji – próby stworzenia adaptacji bliskiej pierwowzorowi. To decyzja i rozsądna, i otwierająca wachlarz twórczych możliwości. Jedynym twórcą dzieła literackiego i tak jest, i pozostanie wyłącznie autor a przedstawienie teatralne jest dziełem zespołowym i każdemu stwarza szansę autokreacji.
Powstała sztuka, która jest wypadkową wrażliwości, wyobraźni i umiejętności twórców, realizatorów i aktorów.
Pani Katarzyna Szyngiera podejmując się reżyserii przedstawienia miała własną wizję, jednak, co podkreślili w rozmowie z widzami realizatorzy i aktorzy, pozwoliła zespołowi na aktywny udział w procesie twórczym.
Tekst sztuki, według autorskiego scenariusza Agnieszki Jakimiak, okazał się sporym wyzwaniem nie tylko dla aktorów. W pierwszej scenie poznajemy Mary (Maria Kania), dziewczynkę w czarnym dresiku, bawiącą się na futrzaku. Żwawa, ruchliwa, ciekawością świata tłumi strach przed nieznanym. Mówi do siebie. Słowa padają bardzo szybko. Powtarza je, bawi się nimi, przekomarza i nakręca.
Wartki monolog, bez „znaków interpunkcyjnych”, okazał się zbyt trudny nie tylko dla moich zdolności semantycznych. Widzowie zwrócili uwagę na małą komunikatywność takiej formy przekazu. Moim zdaniem utraciliśmy także warstwę informacyjną, zawartą w kwestiach wypowiadanych przez Mary. Kim jest, kim mogła być, skąd przyjechała, gdzie teraz przebywa.
Dość istotne wydaje się zatem pytanie: Jak zrozumie przedstawienie ktoś, kto nie czytał powieści Frances Hodgson Burnett i nie widział filmu Agnieszki Holland. Czy uda mu się określić czas i miejsce akcji? Nakreślić fabułę i poznać bohaterów?
Agata Baumgart wspomniała, że pracując nad scenografią myślała o stworzeniu przestrzeni w angielskim stylu, w której mała dziewczynka, będzie czuła się osamotniona i zagrożona nieznanym. (Wszak posiadłość bogatego wuja, do którego trafiła Mary po śmierci rodziców była dla dziecka obca i przeogromna. – przyp. JBB).
I taką przestrzeń widzimy. Wypełnioną pustką, z ciemnymi kątami, w których nie wiadomo, co czyha. Z zarysem surowych murów zamku z tajemniczymi przejściami. Grafika sceny, jak w grze komputerowej, tworzy jednocześnie i pomosty, i przeszkody. Może służyć zabawie, ale i zmuszać do wyboru właściwej drogi w wizualnym labiryncie. Zachwycający jest projekt scenografii, w którym uzyskano efekt monumentalizmu przy zastosowaniu oszczędnych, wręcz symbolicznych elementów dekoracji i rekwizytów.
Na końcu tego labiryntu rezyduje Colin (Maciej Kowalczyk). Blady, chudzieńki chłopczyk w przykusej koszulce, na różne sposoby pragnący zwrócić na siebie uwagę. Sprawia wrażenie trzymanego pod kloszem. Nie jest to Janko Muzykant z ubogiej rodziny. Złotą nitką szyte majtki umiejscawiają chłopca wysoko na drabinie społecznej. To też scenograficzny majstersztyk.
O tym, że ocieramy się o dworski świat mówi też postać Marty (Anna Kieca) w stroju guwernantki, przemykającej się przez niziutkie furtki do samotnie bawiącej się dziewczynki. Dogląda jej bezpieczeństwa nawołując do dyscypliny okrzykami przypominającymi chwilami krakanie wrony.
Przeciwwagę dla dwójki elokwentnych dzieci stanowi Dick (Piotr Bondyra) – barwny, zwinny chłopak naśladujący mowę ptaków. Jego obecność to okazja do beztroskiej zabawy, która wciąga wszystkich, nawet Martę.
Kwestie aktorskie, monologi i dialogi łączy szczególny, onomatopeiczny walor, przypominający „ścieżkę dźwiękową” nagrań z parków i ogrodów. Słyszymy świergotanie, krakanie, kwilenie, gruchanie. Nawet, jeśli chwilami umyka warstwa znaczeniowa, rytm i harmonia wypowiedzi aktorów tworzą sympatyczną „ilustrację muzyczną” dziejących się wydarzeń.
Aktorzy stworzyli wyraziste, dające się zapamiętać kreacje. Grali z dużym zaangażowaniem, swobodą i naturalnością. W końcu nie tak dawno sami byli dziećmi.
Przedstawienie będzie dużą niespodzianką dla osób, które „Tajemniczy ogród” znają z lektury lub z filmowej adaptacji. Podkusiło mnie nawet zadać pytanie: Czy pod koniec pracy nad scenariuszem i scenografią nie przyszło twórcom na myśl zmienić tytuł sztuki na własny, pozostawiając widzom domysły, czy i w których fragmentach spektaklu wydarzenia lub relacje między bohaterami nawiązują do pierwowzoru.
Czy spodziewałam się tego, co zobaczyłam w Teatrze Współczesnym? Raczej nie. I to, według mnie, jest największym sukcesem młodych twórców i wykonawców.
Tajemniczy ogród jest w każdym z nas. Od nas zależy, które ścieżki odkryjemy i kogo zaprosimy do zabawy.
Tajemniczy ogród
tekst inspirowany powieścią
Frances Hodgson Burnett
Obsada:
Mary Maria Kania
Marta Anna Kieca
Dick Piotr Bondyra
Colin Maciej Kowalczyk
Reżyseria Katarzyna Szyngiera
Dramaturgia Agnieszka Jakimiak
Scenografia Agata Baumgart
Ruch sceniczny Cezary Tomaszewski
Reżyseria świateł Jan Sławkowski
Efekty specjalne Jakub Stojałowski
Teatr Współczesny, Wrocław
Premiera, maj 2014 r.
Z uwagi na zakaz fotografowania podczas spektaklu moją relację ubarwiłam zdjęciami z wrocławskich parków i ogrodów.
Ciekawa, wyczerpująca recenzja okraszona ślicznymi zdjęciami 🙂 Po przeczytaniu, odnoszę wrażenie, że przedstawienie ani nie powala na kolana ani zanadto nie bulwersuje złą jakością… Trudno mi ocenić spektakl kiedy go nie widziałam, wiem tylko, że książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie, wyzwoliła pokłady wyobraźni i miłość do przyrody. Dlatego uważam, że trzeba naprawdę świetnego scenariusza i reżyserii, żeby będąc widzem w teatrze doznać podobnych uczuć. Agnieszka Holland poradziła sobie z adaptacją książki bardzo dobrze, jej film znalazł uznanie widzów, ale to wielka reżyserka, poza tym kino daje znacznie więcej możliwości wyrazu. Natomiast teatr narzuca twórcom pewne ograniczenia, które mogą negatywnie wpływać na odbiór, dlatego, kiedy nie jest się reżyserem dużego formatu, trzeba mieć dobry pomysł na scenariusz i realizację, żeby widz wyszedł z teatru usatysfakcjonowany .
Dziękuję, Malby, za dyplomatyczny komentarz 😉 Miałam pewien dylemat, jak napisać o przedstawieniu nie zdradzając zbyt wiele kolejnym widzom.
W ostatnich latach, sceny zdominowały przedstawienia nie robiące na mnie żadnego wrażenia (chyba, że negatywne), dlatego stawiam na młodych! Niech eksperymentują i kierują się własnym instynktem twórczym. Niech zaskakują! Zaskoczenie działa jak rześki wiatr w upalny, duszny dzień. Pozdrawiam, Janina