Świetlica Osiedlowa Kowale we Wrocławiu gościła w poniedziałek Panią Dorotę Serafin, mieszkankę Kamieńca Wrocławskiego, która w szczególnych okolicznościach odkryła w sobie zdolności plastyczne i dała im artystyczny wyraz.
Na spotkanie z prawie trzypokoleniową grupą bywalców prężnie działającej Świetlicy Osiedlowej, pod wodzą chyba nigdy nie odpoczywającej Pani Danuty Luboch, przywiozła swoje obrazy i zostawiła w umysłach widzów i słuchaczy przeświadczenie, że marzenia się spełniają i nigdy nie należy tracić nadziei.
Kiedy mówisz
Nie płacz w liście
nie pisz że los ciebie kopnął
nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia
kiedy Bóg drzwi zamyka – to otwiera okno
odetchnij popatrz
spadają z obłoków
małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia
a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
i zapomnij że jesteś gdy mówisz że kochasz
Ks. Twardowski, 1988
Przyszedł mi na myśl ten wiersz ś.p. ks. Jana Twardowskiego, kiedy słuchałam historii Pani Doroty Serafin, której normalny bieg zapracowanego życia przerwała choroba. Dla dorosłej kobiety, matki dorastających dzieci świat stanął na głowie. Zawsze zabiegana, zajęta tysiącem spraw domowych i zawodowych musiała zwolnić, wyciszyć się, zająć leczeniem. Świadomość śmiertelnego zagrożenia zmieniła priorytety całej rodziny. Pani Dorota, emanująca pozytywną energią, drobna blondynka, wspominała dni, w których nie miała nawet siły myśleć o jakimkolwiek działaniu. Myślenie było zdominowane uczuciem lęku o rodzinę, o siebie i sparaliżowane nikłą wiarą w wyzdrowienie, nawet po chemioterapii.
Co na tym życiowym zakręcie, na emocjonalnej równi pochyłej, odwróciło bieg myśli w stronę życia? – zapytacie. Liść. Po prostu zwykły liść klonu, jakich wiele na parkowych ścieżkach. Pani Dorocie przyszła do głowy myśl, żeby ten liść pomalować. To był początek jej wspaniałej przygody w świecie barw. Pierwsze próby, malunki na kartkach z bloku rysunkowego, przyniosła także ze sobą. Pokazała pierwsze prace malowane pod okiem nauczycielki. Bo apetyt na lepsze opanowanie artystycznego warsztatu pojawił się szybko. Była zadowolona z zajęć, na których mogła nadal rozwijać swoją pasję, doskonalić własny styl i jednocześnie uzyskać fachowe porady z zakresu świadomego mieszania barw, uzyskiwania światłocieni, odwzorowywania „martwej natury”.
I nadal malowała swoje liście. Piękne, okazałe „egzemplarze” pokrywała białą emulsją, na którą nanosiła dopracowane w szczegółach wiejskie krajobrazy, parkowe alejki czy bajkowe, zimowe pejzaże z sarenkami i obowiązkowym bałwankiem.
Pani Serafin przyznaje, że nadal inspiruje ją głównie to, co widzi. Wracając ze spaceru niesie pod powiekami widok nieba z chmurami rozświetlonymi popołudniowym słońcem i nanosi te zapamiętane obrazy na płótno.
Malarskie hobby zdominowało czarne myśli pani Doroty. Przywróciło energię. Nadało codziennemu życiu inny wymiar. Lekcje malarstwa, na które czeka niecierpliwie, przygotowanie do konkursów, malowanie obrazów na prezenty lub na zamówienie. Energii wystarcza jeszcze na dom i cząstkę etatu. Opowiada o swoim „nowym” życiu i pasji radośnie, jak o gwiazdce z nieba, o której każdy marzy, a ona spadła akurat do jej stóp – w postaci klonowego liścia.

Dzieci w Świetlicy Osiedlowej Kowale z zaciekawieniem oglądają obraz na klonowym liściu namalowany przez Dorotę Serafin
Widziałam te obrazy, słyszałam opowieść Doroty S. o rodzeniu się ponownym do życia. Ślicznie dziękuję JBB, że tak pięknie opisałaś swoje refleksje.
Wielkie brawa dla Pani Doroty zarówno za piękne prace, ale także za odzyskanie energii i chęci do życia. Oby malarskie hobby przyczyniło się do całkowitego wyzdrowienia i przyniosło odbiorcom obrazów jak najwięcej radości z ich oglądania 🙂 Pozdrawiam!
Bardzo ciekawy i inspirujący artykuł.A obrazy piękne