Dolnośląskie Centrum Filmowe przygotowało na sierpień muzyczne powtórki. Dla kogo powtórki, dla tego powtórki, ja pierwszy raz trafiłam na film „Piano Blues”, w reż. Clinta Eastwooda, zrealizowany w 2003 roku.
Film stanowił jedną z części cyklu dokumentalnego o muzyce i muzykach bluesowych, którego producentem był Martin Scorsese.
Nie bez powodu Scorsese zaproponował znanemu aktorowi, funkcjonującemu w świadomości kinomanów jako „brudny Harry” czyli inspektor Callahan, taką misję. Clint Eastwood, obecnie 85 letni artysta, posiada wiele umiejętności i pasji. Jedną z nich jest gra na pianinie. Już jako nastolatek grywał w knajpach za pizzę i piwo. Kochał jazz i w filmach, które reżyserował, umieszczał utwory znanych artystów, takich jak Charlie Parker czy Ray Charles lub własne kompozycje. Na jego cześć, w dowód wdzięczności za promowanie muzyki jazzowej w filmach, światowej sławy jazzmani wystąpili w nowojorskiej Carnegie Hall (1996). Grali dla Eastwooda i z Eastwoodem. Film z tego wydarzenia, pt. „Eastwood po godzinach” prezentowała onegdaj TVP Kultura.
W filmie „Piano Blues” Clint Eastwood dał się poznać w jeszcze jednej roli – dziennikarza muzycznego. Film jest swobodną rozmową Clinta z Rayem Charlsem (1930-2004), jego rówieśnikiem. Wspominają bluesmanów, którzy byli dla nich inspiracją i na których się wzorowali. Których podziwiali za kunszt i nowatorskie pomysły. Rozmowę przerywają fragmenty występów lub wywiady z wymienionymi artystami. Dłuższy fragment filmu poświęcono wybitnemu muzykowi – Art Tatum’owi (1909-1956), który opanował technikę grania na pianinie do takiego stopnia, że słuchacze mogli odnieść wrażenie, że grają dwie osoby na cztery ręce. Mówiono o nim, że ma najszybszą lewą rękę. Jego muzyczne kreacje wyprzedziły epokę o kilkadziesiąt lat.
Niektóre nazwiska artystów przedstawionych w filmie usłyszałam pierwszy raz. Jednak żelazna kurtyna, odcinająca Polskę od wpływów „zgniłego zachodu”, była dość szczelna. Przykładowo muzyk o pseudonimie Profesor Longhair (1918-1980) – jeden z wybitnych przedstawicieli bluesa nowoorleańskiego. Zaczynał od naprawy uszkodzonych instrumentów, wyrzuconych na ulicę. Nauczył się grać omijając głuche klawisze. Zaskakiwał polifonicznym stylem gry. Miał wielu naśladowców. W filmie pojawił się np. Dr John – słusznej postury mężczyzna, w eleganckim garniturze z ozdobną chusteczką w kieszonce. Tyle było widać ponad fortepianem. Jednak czuły na detale operator skierował kamerę na stopy wybijające rytm o podłogę. A tam widz zobaczył żółte „ciżemki” i czarne skarpety z trupią główką. Takich smaczków w filmie było sporo.
Film przenosi nas w czasie do świetnych dla bluesa lat 50. i 60. Pokazuje atmosferę panującą w klubach i na ulicach. I chociaż tematem pieśni bluesowych była głównie bieda, brak pracy i tęsknota za miłością, to z twarzy muzyków emanowała przede wszystkim radość grania – czy to solo, czy w zespole.
Clint Eastwood, w roli dziennikarza przeprowadzającego wywiady, mógłby być wzorem dla naszych rodzimych prezenterów. Nie gwiazdorzy, nie przesłania artysty swoją osobą – ani w słowach, ani w obrazie. Bywa, że schodzi z planu i staje z boku pianina (prawie poza zasięgiem kamery), żeby widz mógł skoncentrować uwagę na muzyku i jego grze.
Te 90 minut muzycznej podróży w czasie, w dobrze klimatyzowanej sali kinowej DCF, to wyjątkowo atrakcyjna propozycja dla spędzających urlop w mieście. W kolejne wtorki o godz. 12.00: niezapomniany film „Buena Vista Social Club”, „Leonadrd Cohen: I’m your man” i „Wieczna miłość” – fabularyzowany dokument o życiu i twórczości Ludviga van Beethovena.
Bardzo ciekawa relacja z interesującego filmu. I ciekawa propozycja dla spędzających urlop w mieście.