Polski tytuł filmu „Lato w Prowansji”, z reklamowym zdjęciem przedstawiającym sympatycznego malucha Théo (Lukas Pelissier) na barkach krzepkiego dziadka Paula (Jean Reno), sugeruje „letnią” komedię, opartą na utartym schemacie, tzw. samograju, w którym sytuacje komiczne wynikają nie tyle z konfliktu pokoleń, co z konfliktu potrzeb.
Wnuki z miasta (tu z Paryża) zostały „skazane” na czasowy pobyt w skromnym gospodarstwie plantatora oliwek, gdzie nie ma nie tylko basenu, ale i zasięgu telefonów komórkowych. Do najbliższego miasteczka dzieli je dystans 2 km, a do najbliższego kina – 10. Wszystko dlatego, że rodzice się rozwodzą.
Dwójka dojrzałych i pyskatych nastolatków – Léa (Chloé Jouannet) i Adrien (Hugo Dessioux) – szybko orientuje się, że nieznany im dziadek (ich matka zerwała z nim kontakt opuszczając dom w wieku 17 lat) nie wygląda na uszczęśliwionego wizytą trójki dzieciaków. Ba, o ich przyjeździe nie został nawet uprzedzony. Irène (Anna Galiena), jego żona, przywiozła dzieci na wieś nie dając mu okazji do odmowy.
I od pierwszej sceny na dworcu wiemy, że nie będzie to tylko „letnie” kino familijne. I zamiast śmiechu czasem też łza zakręci się w oku. Na dzieciaki bowiem spływa cała gorycz przepełniającą Paula, jego gniew i rozczarowanie córką, która zamiast studiować rolnictwo – wyjechała za narzeczonym.
Rose Bosch, reżyser i scenarzysta filmu, nie poszedł, bynajmniej, w kierunku psychodramy. Rodzinne dramaty są obecne w tle, ale życie na prowincji zmusza do aktywności a nie rozpamiętywania. Ilość wydarzeń i wątków, wpleciona w scenariusz, mogłaby wystarczyć na kilka filmowych opowieści, ale dzięki temu tempo akcji jest oszałamiające i z ekranu ani przez chwilę nie wieje nudą.
Czegóż tu nie mamy: walki byków, porywające flamenco, dzikie konie w krajobrazie, który inspirował takich malarzy jak Paul Cezanne, Paul Gaugiun, Vincenty van Gogh. Są też młodzieńcze zauroczenia Adriena blondynkami ze Szwecji oraz miejscową pięknością – lodziarką Magali (Aure Atika) i głębokie zadurzenie Léi w Tiago (Tom Leeb) – błękitnookim sprzedawcy pizzy, po godzinach uczestniczącym w konnych gonitwach.
Zapędzaniu się w mroczne psycho-klimaty skutecznie też zapobiega muzyka (Elise Luguern) w dużej części oparta na utworach, których popularność przetrwała pokolenia.
Film jest szczególną apoteozą Prowansji i jej mieszkańców, którzy potrafią ciężko pracować, doskonale się bawić i wzajemnie wspierać. Tu nawet policja łagodniej traktuje przewinienia „swoich”.
I, co szczególne, wśród młodszego pokolenia nie ma kompleksów i tęsknoty za życiem w mieście. Paul, który po burzliwych latach młodości „dzieci kwiatów”, podróżach motorem po Europie i Azji, zdecydował się na stabilizację właśnie w Prowansji, mówi: w mieście wstajesz i kładziesz się spać, niczego nie widzisz. Tu się żyje wolniej, więc dłużej. Widzisz wschody i zachody słońca, sadzisz drzewa i obserwujesz jak rosną…
Dużym zaskoczeniem dla nastolatków były wspomnienia babci o wydarzeniach z lat młodości, o podróżniczej pasji czy udziale w kilkudniowym szaleństwie muzycznym na festiwalu w Woodstock. Okragłe z zaskoczenia oczy Léi i pełen niekłamanego podziwu wyraz twarzy Adriena uświadomił mi, jak często dzieci (a tym bardziej wnukowie) postrzegają rodziców (i dziadków) tylko tu i teraz. I nie potrafią wyobrazić sobie, że te zmarszczone ręce, które lepią pierogi czy popychają dziecięcy wózek, kiedyś trzymały gitarę czy kierownicę Harley’a a babcia stosowała, może nie metalowe kulki wbite w brew, ale inne fantazyjne ozdoby, które podkreślały jej odrębność i swobodę wyboru. I dla tego także aspektu polecam film zarówno dla starszych, jak i młodszych widzów.
Poszłam do kina dla Jean’a Reno – niezapomnianego Leona Zawodowca, aktora, którego ostatnio nie miałam okazji oglądać w żadnej roli. A przy okazji zobaczyłam zupełnie nowych w świecie filmowym, dobrze zapowiadających się aktorów, posłuchałam relaksacyjnej muzyki i z prawdziwym zachwytem chłonęłam krajobrazy Prowansji. Może to będzie kiedyś cel wakacyjnej podróży?
Polski zwiastun filmu.
Mistral (prowans. wiatr mistrz, od Maestre – mistrz, pan) – suchy, zimny, porywisty wiatr wiejący w południowej Francji poprzez Masyw Centralny. Jest on związany z lokalnym układem cyrkulacji powietrza – pojawia się, gdy nad wschodnim Atlantykiem tworzy się ośrodek wysokiego ciśnienia, a nad Europą Zachodnią przemieszcza się układ niskiego ciśnienia. (Wikipedia)
Świetna recenzja Janko, chyba też się wybiorę na ten film, dla Jean’a Reno i dla Prowansji 🙂 Pozdrawiam.
Dziękuję, Regino 🙂 Naprawdę wyszłam z kina zadowolona. Na film trafiłam w dcf-ie. Tu repertuar http://dcf.wroclaw.pl/repertuar Pozdrawiam, Janina