Niewielkie miasteczko nad Wisłą, Perła Lubelszczyzny, mekka artystów i turystów – Kazimierz Dolny. Nazwany tak w XII wieku przez siostry norbertanki, wdzięczne Kazimierzowi Sprawiedliwemu za przekazanie im niewielkiej osady, noszącej dotychczas miano Wietrzna Góra. W miarę upływu lat, Kazimierz bogacił się, rozwijał i zyskiwał na znaczeniu, co wynikało głównie z faktu, że miasteczko leżało na jednym ze szlaków handlowych – z Rusi na Śląsk i Pomorze.
Wiek XVI zmienił znaczenie miasta. Czasy „potopu szwedzkiego”, wojna północna i rozbiory Polski sprawiły, że nastąpił kres „złotego wieku” Kazimierza. Swoje znaczenie i popularność miasto powoli odzyskało dopiero z końcem XIX wieku, kiedy zaczęli przyjeżdżać „letnicy”, malarze odkryli urok nadwiślańskich plenerów, a snobistyczni artyści budowali wille, chwaląc się znajomym faktem posiadania stylowego domu w modnym miasteczku.
Dzisiaj, Kazimierz Dolny jest jednym z chętniej odwiedzanych miast w Polsce. Co roku gości prawie milion osób, co dla dwóch tysięcy stałych mieszkańców jest dość męczące, jednak daje możliwość zarobku. Szczególnie trudne są miesiące letnie, kiedy do miasta przyjeżdżają miłośnicy festiwali i koncertów organizowanych w Kazimierzu, malarze, pragnący nie tylko malować, ale także sprzedać swoje prace oraz „zwykli” turyści szukający atrakcji i odpoczynku. W lipcowe i sierpniowe weekendy, miasto, a szczególnie Rynek, obfituje w tłumy przemieszczających się zwiedzających, bryczki, stragany, straganiki, obrazy porozkładane wprost na chodnikach, reklamy busików i wolnych miejsc noclegowych, prymitywne zabawki, wiatraczki, koguciki, gofry, obwarzanki i cukrową watę. Taki kazimierski kolorowy jarmark. Całości dopełniają żebrzące, namolne Cyganki, z którymi bezskutecznie walczy Straż Miejska. W tym tłocznym, hałaśliwym, kolorowym misz-maszu i wszechobecnej komercji, miasto sporo traci ze swojego uroku i artystycznego klimatu.
Dlatego ci, którzy chcą poznać chociaż namiastkę prawdziwej atmosfery cichego, spokojnego Kazimierza powinni przyjechać tu w tygodniu, najlepiej późną wiosną lub wczesną jesienią, kiedy bez tłumu turystów można nacieszyć oczy pięknem renesansowych kamienic Przybyłowskich i Celejowskiej, dokładnie obejrzeć drewniane studnie na Rynku, zwiedzić kościół farny i bez przeszkód obfotografować piękne drewniane wille. Wtedy upał nie zmęczy podczas wejścia na Górę Trzech Krzyży czy Wzgórze Zamkowe, a wiatr ochłodzi podczas spaceru bulwarem nad Wisłą.
Zwiedzających Kazimierz zachęcam również do przejścia sławnym Korzeniowym Dołem, czyli lessowym wąwozem długości 700 metrów, pełnym artystycznie wykręconych przez naturę korzeni i ciekawych drzew. Warto również zwiedzić pobliski zamek w Janowcu, do którego można się dostać autem lub promem kursującym na Wiśle.Tym, którzy będą mieli więcej czasu polecam wycieczkę do niedalekiego Mięćmierza z interesującym wiatrakiem oraz do Nałęczowa czy Puław.
W swojej piosence „Kazimierz Dolny nad Wisłą” Marek Grechuta śpiewał:
„Choć przyjdzie czas stąd odjechać
bo szkoła, bo dom, bo praca,
w sercu będziemy zawsze czekać
i znów będziemy tu wracać.”
Myślę, że i ja wrócę kiedyś do Kazimierza… Jest tego wart.
Co to znaczy sztuka fotografowania! Umiejętnie odfiltrowałaś negatywny wpływ komercji na Kazimierz i w Twojej fotorelacji czuć klimat dawnej mekki artystów.
Podczas mojej wizyty w 2012 r. zamek w Janowcu był w remoncie. Myślałam, że był plan odbudowy, ale chyba chodziło o zachowanie bezpiecznej „trwałej ruiny”.
Zabytkowej pompy nie spotkałam. Generalnie, jak na trzy dni, zwiedziliście bardzo dużo. Mnie te trasy zajęły tydzień (a do wąwozu melexem dojechałam :)) Gosiu, dziękuję za wirtualny, wspominkowy spacer. Ja tam drugi raz nie pojadę. Nawet w październiku.
Starałam się Janeczko, w przeciwnym razie trudno byłoby poznać Kazimierz 😉 Część zdjęć Rynku zrobiłam w czwartek, kiedy nie było jeszcze takiego tłoku, później już nie miałam szans.
Co do zamku w Janowcu, to owszem, stoi w postaci odbudowanej trwałej ruiny i nadal przyciąga turystów 🙂
Zabytkowa pompa przy wiatraku w Mięćmierzu spodobała mi się szczególnie. Właściciel wiatraka, którego mieliśmy szczęście spotkać, opowiadał nam, że zobaczył ją w Lublinie, miała być zniszczona, więc ją zabrał i naprawił. Wiatrak też istnieje dzięki niemu, człowiek włożył dużo pracy w jego reanimację.
W tej chwili, turyści niezmotoryzowani mają pełen wybór pojazdów dzięki którym mogą zwiedzić Kaziemierz – zielone busiki, czerwone busiki, bryczki, melexy i inne czterokołowce. Chyba tylko lektyki nie widziałam :/
Teraz wszystko jasne. Wiatrak fotografowałam z daleka. Ale do punktu widokowego, kiedy dotarłam, to szlaban zignorowałam. Uważam, że takie miejsca powinny podlegać ochronie a nie prywatyzacji.
Niestety, w dzisiejszych czasach często jest tak, że gdyby nie prywatni właściciele zabytki dawno by szlag trafił. Dokładnie tak samo jest z tym wiatrakiem, dzięki temu, ze facet tam mieszka, naprawia (na własny koszt!) i pilnuje, wiatrak jeszcze stoi i można do niego wejść.
Na dole była kawiarnia, ale pani, która ją prowadziła rzuciła pracę z dnia na dzień i wyjechała w siną dal.
No fajnie…wreszcie wiem gdzie byłem 🙂
Zawsze wiesz gdzie jesteś, tylko nazwy zapominasz 😉
To zupełnie jak japońscy turyści, oni też robią zdjęcia a potem oglądają, gdzie właściwie byli ;p;p
Taaa ;);)
Jak zawsze Kazimierz niezwykle malowniczy. Dawno tam nie byłam a warto pojechać, relacja mnie zachwyciła.
Izo, poczekaj do kolorowej jesieni, będzie mniej ludzi i lepiej odnajdziesz dawny klimat Kazimierza 🙂 Dziękuję za dobre słowo i serdecznie pozdrawiam.