Dolnośląskie Centrum Filmowe we Wrocławiu uhonorowało 88 rocznicę premiery filmu dźwiękowego, która miała miejsce 6 października 1927 roku, w Stanach Zjednoczonych, oferując widzom obejrzenie filmu „Śpiewak jazzbandu”, w reżyserii Alana Croslanda, uznanego przez historyków za pierwszy film dźwiękowy w historii kina.
Scenariusz filmu, opracowany przez Alfreda A. Cohn’a i Jacka Jarmuth’a, to historia młodego chłopaka Jakie Rabinowitza (Al Jolson) , syna rabina (kantora od pięciu pokoleń), który bardziej od religijnych, żydowskich pieśni upodobał sobie piosenki kabaretowe i musicalowe.
Pomimo wsparcia kochającej matki (Eugenie Besserer), opowiadającej się za prawem dziecka do wyboru własnej drogi, sprzeciw ojca pozostał nieugięty i Jakie opuścił rodzinny dom.
Pierwszy film dźwiękowy jest wyrazem odważnego eksperymentu, ale i obaw twórców o efekt końcowy. Nowatorska technika nie została jeszcze dobrze opanowana i w filmie ścieżka dźwiękowa w 99 % wypełniona jest muzyką i piosenkami Jakie’go oraz tradycyjnymi śpiewami w synagodze w wykonaniu dostojnego rabina.
Zarejestrowana została tylko jedna scena rozmowy syna z matką. Pozostałe dialogi wyświetlano tradycyjnie, na planszach.
Po latach filmu niemego, tłumaczył prelegent, kino dźwiękowe wzbudzało niepokój. Przykładowo Charlie Chaplin zapowiadał koniec prawdziwego aktorstwa, opartego na mimice i gestach.
W Japonii opóźniano wprowadzenie nowych rozwiązań technicznych z innej przyczyny. W czasach kina niemego wykształcił się zawód narratora filmowego, tzw. benshi. Jego zadaniem było tłumaczenie fabuły i wygłaszanie dialogów. Sposób interpretacji, komentowania filmu przez benshi miał wpływ na odbiór i zrozumienie treści przez widza. Przed inauguracją kina dźwiękowego w Japonii pracowało prawie 8 tys. benshi. Byli nie mniej popularni od aktorów. Bywało, że widzowie przychodzili do kina na konkretnego benshi, a nie na film. Początek kina dźwiękowego, to koniec popularnego i lubianego przez Japończyków zawodu.
Związek Radziecki obawiał się, że kino dźwiękowe będzie trudniej kontrolować. Obraz prezentował jedynie słuszne prawdy, słowo mogło wyrażać treści inne od oczekiwanych.
Nowinki techniczne dotarły do Polski stosunkowo szybko. Pierwszym polskim filmem dźwiękowym z nagranymi dialogami był film Bolesława Newolina z roku 1930, pt. Moralność Pani Dulskiej.
Wracając do „Śpiewaka z jazzbandu”. Ciekawostką jest, że właśnie w tym filmie pojawił się znany idiom, spopularyzowany utworem zespołu Queen: Show must go on.
Przedstawienie musi trwać – mówi Jackie postawiony przed życiowym wyborem czy zrealizować swoje marzenie i wystąpić na Brodway’u, czy złamać serce matce i odmówić zaśpiewania w synagodze, w zastępstwie chorego ojca.
Pomimo upływu 88 lat od premiery, film, w zasadzie niemy, z urozmaiconą oprawą muzyczną, ogląda się z zainteresowaniem. Może rację miał Chaplin, że tam, gdzie brak jest słów, większą uwagę przyciągają twarze aktorów, na których malują się wszystkie stany ducha. A w tym filmie aktorzy byli świetni.