O tym, jakie tortury trzeba przejść, żeby być piękną – wiedzą tylko kobiety i … książki.
Spacerując po pięknie odrestaurowanych Salach Pod Kopułą z ciekawością oglądałam przedmioty stanowiące wyposażenie pracowni introligatorskiej. Igły, nóż do obcinania, gilotyna, prasa belkowa… Urządzenia, jak nic, pasujące do sali tortur, ale bez nich mistrzowie rzemiosła introligatorskiego nie zostawiliby potomnym pięknie oprawionego w cielęcą skórę, ze złoconymi tłoczeniami dzieła Mikołaja Reja „Postylla” – z roku 1571 czy narodowej epopei Adama Mickiewicza „Pan Tadeusz”, cyt.: „w twardej oprawie z bogatymi tłoczeniami i złożonymi ornamentami na licu i grzbiecie, ze złoconymi obcięciami kart…” – egzemplarz z 1882 r. dostępny w antykwariacie, za, bagatela, 6999 zł.
Niecodzienna wystawa, której mottem uczyniono słowa Semkowicza – kierownika introligatorni Ossolineum do roku 1917: „Głoś z dumą i chlubą, żeś introligatorem…”, została zorganizowana przez Zakład Narodowy im. Ossolińskich ku pamięci i z szacunku dla pracy tych bardzo znanych mistrzów cechu, jak Aleksander Semkowicz i tych introligatorów, którzy pozostawili po sobie kunsztownie oprawione książki, lecz nie sygnowali swojej pracy.
Jeszcze przez kilka dni wrocławianie mają niepowtarzalną okazję poznać tajniki i efekty pracy introligatorów zaprezentowane na ciekawie zaaranżowanej wystawie, wypełniającej klimatyczne wnętrze kilku sal siedemnastowiecznego budynku poklasztornego Zakonu Szpitalnego Kawalerów Krzyżowych z Czerwoną Gwiazdą.
Zapraszam na fotorelację.
Wystawa czynna do 28 lutego 2013 r.
Od poniedziałku do piątku w godz. 10.00-18.00
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Sale Pod Kopułą
Zaułek Ossolińskich
Zobacz także fotorelację: Z ziemi utraconej na ziemie odzyskane
W dzisiejszych czasach introligatornie zmieniają się powoli w zakłady poligrafii, ale to zupełnie inne „klimaty”. Jakieś dzieści lat temu było w Łodzi wiele miejsc, gdzie można było przynieść książki z oderwanym ze starości grzbietem albo rozklejone na części z powodu wielokrotnego czytania. W pachnącym klejem, zawalonym papierem pomieszczeniu stały prasy, leżały tajemnicze rulony i zwoje, a pan introligator w okularach z uwagą oglądał przyniesioną książkę i zastanawiał się jak można nadać jej „drugie” życie. Ten zawód wykonywali ludzie kochający książki. Dzisiaj takich zakładów ze świecą szukać, a i książki bardziej szmatławe i niewarte oprawy.
Ciekawa relacja i świetne zdjęcia 🙂
Izo, może przy następnej Twojej wizycie we Wrocławiu będzie inna wystawa i okazja zobaczenia wnętrza lub może jakiś recital na dziedzińcu z piękną neobarokową studnią. Dziękuję za komentarz.
Bardzo interesująca relacja z wystawy, oglądając czuje się tak jakbym tam była obecna. Fotki rewelacyjne.