Miasto najlepiej poznać spacerując jego ulicami. W Łodzi można urozmaicić zwiedzanie przejażdżkami rikszą rowerową.
Obserwujemy prawdziwy renesans tego pojazdu, rodem z Azji, który jeszcze w latach 30 XX wieku był bardzo popularny, ale został wyparty przez rosnącą liczbę samochodow i autobusów. Ilość samochodów wprawdzie nie zmalała, ale władze wielu miast, zwłaszcza tych, które konsekwentnie rekonstruują historyczne dzielnice, wprowadzają ograniczenia ruchu samochodowego w centrach turystycznych.
Riksze, wypożyczalnie rowerów, to sposób na szybsze poruszanie się po mieście i oszczędzanie sił i czasu na zwiedzanie atrakcyjnych obiektów.
Wędrowanie ulicami Łodzi wymaga sporej kondycji, ale spacer nie jest nudny.
Przede wszystkich wzrok przyciaga atrakcyjna stara zabudowa, w dużym stopniu odnowiona i bez śladow pseudoartystycznej aktywności tzw.graficiarzy. Bogata historia miasta daje o sobie znać na wiele sposobów. Z informacji zamieszczonych na pamiątkowych tablicach dowiemy się, że w 1973 roku minęła 550 rocznica nadania przez króla Władysława Jagiełłę praw miejskich osadzie Lodzia. Wyliczymy, że w 1823 Rząd Królestwa Polskiego sprowadził tu pierwszych tkaczy, których praca doprowadziła do rozwoju przemysłu włókienniczego.
Z elewacji domu przy ul.S.Moniuszki 7 spogląda na nas, z kamiennego portretu, profesor Jadwiga Szustrowa. Doktor medycyny, lekarz społecznik, kobieta, która swoje życie i wykształcenie poświęciła walce z gruźlicą.
W różnych punktach miasta spotkamy kamienne postaci. Wyłaniają się znienacka, jak zwyczajni przechodnie. Siedzą wokół stolików, wykonują swoje prace, nawet grają na fortepianie.
Na reprezentacyjnej ulicy Piotrkowskiej, przed pałacem Juliusza Heinzla, można przysiąść na chwilę na ławeczce obok… Juliana Tuwima. Można, na innej ulicy, zadumać się pod płaskorzeźbą Kochanków z ulicy Kamiennej, o których Agnieszka Osiecka pisała:
„Oczy mają niebieskie i siwe,
dwuzłotówki w kieszeniach na kino,
żywią się chlebem i piwem,
marzną im ręce zimą.”
Pomnik chroniących się przed deszczem kochanków, podobnie jak Ławeczkę Tuwima, zaprojektował Wojciech Gryniewicz. Inni artyści zaprojektowali rzeźby Kufer Reymonta czy Fotel Jaracza, które razem tworzą Galerię Wielkich Łodzian. Marcel Szytelchen jest autorem m.in. Fortepianu Rubinsteina i Pomnika Lampiarza a także rzeźb Twórców Łodzi Przemysłowej – upamiętniających Izraela Poznańskiego, Karola Scheiblera i Ludwika Grohmanna.
Spacerując ulicami Łodzi, podziwiałam dawną i współczesną architekturę, zaglądałam w modne witryny sklepów i klimatycznych kafejek, czytałam pamiątkowe tablice i nazwiska znanych artystów w Alei Gwiazd i ani na chwilę nie zapominałam o przeszłości, ani o tych, którzy w życiu przemysłowym i kulturalnym miasta odegrali znaczącą rolę. I ta „pozytywna ciągłość historyczna” zrobiła na mnie największe wrażenie.
Warto rzucić okiem na fajnego łódzkiego fotobloga – http://fotobolas.blox.pl/html – sporo zdjęć Łodzi, wykonywanych współcześnie ale starymi aparatami. Mają klimat 🙂 !
Dziękuję za rekomendację. Przyznasz, że zastosowanie czerni i bieli a raczej odcieni szarości, dodaje tym miejscom, najbardziej zakapiornym, odrobiny szlachetności. Nie ma nic brzydszego jak ruina w resztkach kolorowych farb. Uspokojenie koloru pozwala też dostrzec ciekawe zdobienia, których budowlańcy w przeszłości nie żałowali.
Pięknie opisałaś swoje spostrzeżenia dotyczące Łodzi, Janeczko, a świetne zdjęcia pokazują trasę naszej plenerowej wędrówki – od Katedry po Plac Wolności 🙂
W pałacu Heinzla (zaprojektowanym przez kogo? przez znanego nam „nadwornego” projektanta Scheiblera i Poznańskiego – Hilarego Majewskiego) ma swoją siedzibę Urząd Miasta, a jak ktoś usiądzie obok Tuwima równiutko w południe, usłyszy grany na trąbce hejnał Łodzi – „Prząśniczkę” Stasia Moniuszki 🙂
Co do Alei Gwiazd, to długa i mroźna zima trochę nadwyrężyła niektóre z nich, ale zostały naprawione i znów sławią wielkich aktorów, reżyserów, kompozytorów i operatorów.
Łódzkie riksze istotnie ułatwiają życie i oszczędzają siły niezmotoryzowanym, poza tym, stanowią atrakcję turystyczną dla przyjezdnych 🙂 Gdyby jeszcze były tańsze i mniej pstrokate…:)
Zwiedzanie Łodzi rowerem może być całkiem przyjemne, bo ścieżek jest sporo, a Piotrkowska wolna od samochodów (przynajmniej teoretycznie). Nie wiem czy jest u nas wypożyczalnia rowerów, na razie stawiają stojaki do ich przypinania. Do Barcelony, gdzie miejskie rowery stoją wszędzie i można sobie przejechać z miejsca na miejsce za grosze, bardzo nam daleko.
Dzięki Współautorze za wzbogacenie mojej skromnej relacji ciekawymi informacjami 🙂
Bardzo proszę,Gosiu, dopisz w wolnym czasie tytuły do zdjęć obiektów, np. na zdjęciach 13, 19, 20, 24.
Te kilkanaście godzin pleneru to dla mnie zbyt mało, żeby widzieć i wiedzieć. Łapię głównie wrażenia wzrokowe i okruchy wiedzy. Żebym chociaż miała i-gotU ze sobą…
Cała przyjemność po mojej stronie 🙂
Podpisy już są, tam gdzie nie ma, nie znam lokalizacji 🙂 Na tym zdjęciu gdzie idą Tereska z Edytką tylko się domyślam nazwy ulicy, ale pewności nie mam, więc nie podpisuję.
WOW! SUPER! Dzięki wielkie! Teraz to dopiero jest fotorelacja. Ciekawiła mnie ta egzotyczna budowla. Sobór… hmm… wg znajomej Wikipedii to prawosławna katedra.. czym się różni od cerkwi?
Co do uliczki to taka prosta, dla Ciebie, łamigłowka 😉 Analizując czasy zrobienia zdjęcia w dniu 25 kwietnia, w obrębie jednej minuty 9:25 (czyli początek naszej wędrówki) utrwaliłam:
a) obiekt w kształcie iglo,
b) skrzyżowane tablice z nazwami ulic Wólczańska i Skorupki,
c) nasze koleżanki,
d) lampę na stylizowanym maszcie zatopioną w kwieciu wiosennym,
e) 4 minuty później mam na zdjęciu okazałe wejście do Rektoratu Politechniki Łódzkiej
f) a za następne 4 minuty… Elę wspinającą się na piękne drzewo…
Ale szybko się przemieszczaliśmy! … 😉
😐 Ale mi zagadkę dałaś… To iglo to Hala Sportowa, dalszą trasę też rozumiem i wychodzi mi, że ta ulica na zdjęciu z dziewczynami to Skorupki, na tyłach Katedry, a budynek po lewej to Seminarium Duchowne. Ale przejdę się tam i sprawdzę, bo pewności nie mam. Poza tym, strasznie mnie ciekawi ta lampa na maszcie w kwieciu, muszę jej poszukać 🙂
Z tego co wyczytałam, to sobór – prawosławna katedra i bazylika, a cerkiew – świątynia,kościół więc różnica subtelna i trudno ją wyczuć.
Z rozpędu dodałam wspomniane zdjęcia do tematu Barwy Łodzi. W rzeczy samej „lampa w kwieciu zatopiona” bardziej tam pasuje 😉
:))))))) Wiem gdzie to jest, to lampa w kwieciu Parku Skorupki, tam, gdzie jest drzewo, na które wspinała się Ela 🙂 Ale nazwy ulicy, po której maszerują nasze koleżanki nadal pewna nie jestem, muszę sprawdzić.
Och Janeczko, zdecydowanie wolę pierwsze tłumaczenie:) Ja chyba coś tak mam że wszędzie szukam podobieństw do naszego Wrocławia a czy to dobrze to już nie wiem.
Ha…z prawdziwa przyjemnością pospacerowałem znów naszym ówczesnym szlakiem JANECZKO…DZIĘKI !
Joasiu, może w Twoim spostrzeżeniu jest myśl głębsza, niż nam się wydaje. A może nawet dwie. Ot, tak filozofując wieczorową porą pomyślalam, że po pierwsze (to ta głębsza myśl 😉 odkrywaniu nowych miejsc towarzyszy pewien szczególny rodzaj emocji. Jeśli pamiętasz początki naszych dialogów o fotografii, pisałam o sentencji nieznanego autora „Nie fotografuj tego, co widzisz, ale raczej to, co czujesz”, pod którą podpisuję się wszystkimi pikselami – zatem może to jest istotą podobieństw moich wrocławskich i łódzkich zdjęć?
Druga myśl jest mniej odkrywcza, niestety, może podobieństwo kadrowania, pewna sztampa nawet powoduje, że moje miasta się upodobniają?
Muszę to przemyśleć i znaleźć złoty środek, żeby fotografując „uczucia” nie gubić na zdjęciach indywidualnego charakteru i odrębności fotografowanych miejsc. Bo przecież każde jest inne.
Do miłego 🙂
Świetny pomysł na zwiedzanie miasta rikszą, odnajduję dużo miejsc takich swojskich a nie znam Łodzi czyli jakieś podobieństwa występują:)