Rodos ?
To taka niewielka wyspa na Morzu Śródziemnym, raptem 80 na 30 km. Jakkolwiek niewielka, to i tak okazała się zbyt duża,żeby poznać ją w zadowalającym stopniu w ciągu czternastu dni – zabrakło czasu, niestety…
Zrobiłem dużo zdjęć, a może inaczej – jak zwykle zbyt dużo zdjęć.
Po ostrej selekcji została połowa, tj około 1300. Ilość nie do obejrzenia bez irytacji przez kogokolwiek…z wyjątkiem autora.
I tak zrodził się pomysł zrobienia montażu tych zdjęć z jakimś zgrabnym podkładem muzycznym i prezentacji na You Tube (na marginesie – niezastąpiona witryna do takich celów).
Jako, że nie roszczę sobie pretensji do bycia „fachowcem” w tej dziedzinie, proszę o cierpliwość i wyrozumiałość.
Filmiki, jakie powstały z moich zdjęć, są niesłychanie odległe od jakiegokolwiek ideału, są jedynie rodzajem impresji, moich własnych, na temat tego uroczego „kawałka świata” – jednym z możliwych sposobów na podzielenie się z innymi moim zachwytem.
Montaż z każdego dnia jest prostym ustawieniem zdjęć w kolejności ich wykonywania, bez żadnej dodatkowej selekcji czy mieszania klatek filmu.
Całość okraszona jest moją ulubioną muzyką zespołu Bliss.
Nie usłyszycie tutaj o historii wyspy, tutaj można tylko rzucić okiem na Rodos-wyspę i Rodos-miasto tak jak ja je widziałem…
Oglądajcie…
Dzień pierwszy zaczął się jeszcze w samolocie widokiem na wysepki na Morzu Egejskim…po dotarciu do hotelu i rozpakowaniu się…w drogę…spacer po promenadzie na zachodnim brzegu do portu Mandraki na brzegu wschodnim…Pałac Wielkich Mistrzów (Joannitów)…średniowieczne Stare Miasto i znów wieczorna przechadzka po promenadzie…
Dzień drugi…wędrówka w stronę Starego Miasta przez Port Mandraki (który już stał się naszym ulubionym miejscem w Rodos, stolicy wyspy Rodos)…port pasażerski i jachtowy…fosa Pałacu Wielkich Mistrzów…i…Stare Miasto – miejsce magiczne…zwróćcie uwagę na tablice pamiątkowe czterech Wielkich Mistrzów zakonu joannitów, osadzone w chodniku na jednej z uliczek…
Dzień trzeci…Monte Smith i tamtejszy Akropol…Parc Rodini,jedno z bardzo niewielu miejsc, gdzie płynie prawdziwa rzeka na Rodos…Nowe i Stare Miasto i powrót, jak zwykle, zachodnią promenadą i plażą…zwróćcie uwagę na rodyjskie koty…jest ich tam mnóstwo, bezdomnych, ale całkiem nieźle odżywionych…
Dzień czwarty…całodniowa morska wyprawa na wyspę Symi, odległą o około 40 km na północ od Rodos…najpierw stolica, też Symi, amfiteatralnie położone nad zatoką i portem na pólnocnym wybrzeżu, niezwykle fotogeniczne miasteczko, gdzie można kupić naturalne gąbki, flagowy miejscowy produkt…potem monastyr Panormitis na południowym wybrzeżu i powrót na Rodos wzdłuż tureckiego brzegu…zwróćcie uwagę na koty symijskie…
Dzień piąty…dzień spokojny, poświęcony na długi spacer po Starym Mieście…krótki wypad autobusem do Archangelos na południe od Rodos…piękna,ażurowa wieża kościoła…dzień zakończony wieczorem w Porcie Mandraki…już nieomal tradycyjnie…
Dzień szósty…zwiedzanie Pałacu Wielkich Mistrzów…szwendanie się po Starym Mieście, odkrywającym przed nami kolejne swe oblicza…na koniec słynna ulica Ippoton, przy której kwatery mieli rycerze-joannici z całej Europy…i rodyjskie koty, rzecz jasna…
Dzień siódmy…nieustający ciąg dalszy zwiedzania Nowego i Starego Miasta…faktury…kształty…kolory…zapachy….kwiaty…drzewa…woda…zwyczaje…ludzie…i koty…światła Portu Mandraki i nasz ulubiony zegar na zachodniej promenadzie…czas na kolację…ale zachód słońca taki piękny…spóźnimy się…
Dzień ósmy…Termy Kalithea na wschodnim wybrzeżu…ta pszczoła, czy osa ukąsiła mnie w kostkę, sądząc,że dybię na jej zdobycznego pająka…urokliwe miejsce, pieczołowicie odrestaurowane przez Włochów na początku XX wieku…nieduża plaża, piękne pawilony…kapitalny widok na morze…potem powrót do Rodos…odkrywanie szczegółów Portu Mandraki…idziemy przez Nowe Miasto zabawną uliczką Orfandou, szczelnie wypełnioną barami, klubami i pubami…wieczorna sesja zdjęciowa na Starym Mieście…koty ?…też były, to już oczywiste…
Dzień dziewiąty…wypożyczonym autkiem jedziemy na południe Rodos drogą biegnącą prawie cały czas tuż nad brzegiem Morza Śródziemnego po zachodniej stronie wyspy…ładny ma kolor to morze…zamek joannitów Kastro Kritinias, skąd świetnie widać małe wysepki nieodległe od Rodos – Alimia, Chalki i sporo mniejszych…bardziej na południu skała Monolithos z ruinami kolejnego zamku joannitów i niewielką kaplicą…emocjonujący zjazd szutrowymi serpentynami na plażę Furni osłoniętą od wschodu skalistym cypelkiem o tej samej nazwie i przedziwnym kształcie…potem przez Apollakię (super Lamborghini na poboczu) i wzdłuż jedynego i sztucznego jeziora na Rodos z powrotem do Kritinii…gaje oliwne i zabawna knajpeczka po drodze…potem już nieco w pośpiechu na północ, żeby zobaczyć ruiny rzymskiego miasta Kamiros…imponujące…i dalej do słynnej Doliny Motyli (Petaloudes)…te motyle to właściwie ćmy (Callimorpha Quadripunctata), które upodobały sobie tę dolinę, bo liście tamtejszych drzew to ich przysmak i roją się chętnie…w locie pokazują przepięknie czerwono ubarwiony spód skrzydeł…na koniec pracowitego dnia nasz ulubiony spektakl na zachodniej promenadzie w Rodos…koty ?…mały Hiunday I10 był dla nich zbyt szybki…
Dzień dziesiąty…Hiundajek nieźle się sprawdził poprzedniego dnia, więc jedziemy na eksplorację wschodniego wybrzeża wyspy…lekki niesmak po betonowych hoteliszczach w Faliraki szybko znika w Lindos, pierwszej stolicy Rodos i słynnym Akropolu na wzgórzu…niezbyt nam się podoba mordęga osiołków wwożących „turystyczną brać” stromą ścieżką na Akropol…idziemy pieszo podziwiając miasto i morze…potem szybko na plażę Prassonissi, najbardziej na południe wysunięte miejsce na Rodos…plaża jest Mekką surfingowców i kite-surfingowców, bo wieje tam równo, stale i dość silnie…piękny widok…chciałoby się samemu wpiąć w uprząż kite’a…potem fragmentem południowego wybrzeża w stronę Apollakii i dalej na północ do Epta Piges (Dolina Siedmiu Źródeł)…zbudowany przez Włochów sztuczny zbiornik wodny zasilany przez siedem dość mizernych żródełek…i ostatni etap-plaża Ladiko i plaża Anthony Quinn’a…kupił ją ongiś z sentymentu, bo tam kręcono istotne fragmenty „Dział Navarony”…aktualnie chyba już nie jest jej właścicielem, bo jest ogólnie dostępna…nieco znużeni, szczególnie kierowca, czyli ja, wracamy do Rodos…
Dzień jedenasty…udało nam się przedłużyć wynajęcie autka na trzeci dzień, więc jedziemy w rodyjski interior…najpierw wzgórze Filerimos na południowy zachód od Rodos…droga krzyżowa kończy się wysokim krzyżem, będącym jednocześnie wieżą widokową…faktycznie, z góry fajny widok na okolicę…wszędzie chodzą leniwe pawie…na drugim końcu drogi krzyżowej interesujący monastyr…jedziemy dalej na południe, zatrzymując się na chwilę w Maritsie, malowniczym, typowo greckim miasteczku…jedziemy dalej, podziwiając stada kóz i oliwne gaje…na zupełnym pustkowiu galeria sztuki w przydrożnym zagajniku…fajny pomysł…docieramy do Elousy i oglądamy nieco zrujnowane niegdysiejsze włoskie kasyno oficerskie…nieco dalej na zachód bardzo stary kościółek świętego Mikołaja od Orzechów Laskowych (Agios Nikolaos Funduklis)…docieramy do Profitis Ilias, gdzie Włosi zbudowali kiedyś hotel w alpejskim stylu…dość egzotyczny obiekt jak na Rodos…odbijamy na południe, żeby przejechać wzdłuż najwyższego masywu górskiego na Rodos – Ataviros…potem przedzieramy się szutrowymi drogami w poprzek Rodos, a zachodu na wschód, żeby nieco dłużej pospacerować po Lindos…jak zwykle, sporo uroczych kociaków…tak zwane Domy Kapitańskie w Lindos bardzo interesujące…mimo klimatyzacji w auteczku, nieco zmęczeni wracamy do Rodos na kolację…
Dzień dwunasty…zakładamy spokojny dzień, bo upał…najpierw stary cmentarz turecki po drodze do Portu Mandraki…potem leniwa wędrówka po Starym Mieście z licznymi przystankami, a to na kawę, a to na piwo, a to na dobrze schłodzoną retsinę…duuuuże ilości kotów w przeróżnych pozach…po południu jeszcze raz na turecki cmentarz,żeby złapać inne światło…i koty…potem kolejna szczegółowa penetracja Portu Mandraki (niezła bryka stoi na falochronie – Dodge Viper !!!)… i powrót w stronę hotelu przez zachodnią plażę…
Dzień trzynasty…przedostatni…chyba najpiękniejsze niebo w ciągu całego naszego pobytu…w końcu udało nam się zlokalizować wejście na mury otaczające Stare Miasto, skąd podziwiamy zwartą zabudowę, chmury i otaczające miasto morze…wracamy wzdłuż wschodniej plaży, obok Casino Rhodes…port Mandraki jest niezawodny i nigdy nas nie nudzi, tyle się tam dzieje…
Dzień czternasty i ostatni – pożegnanie z Rodos…ostatnia wędrówka po Starym Mieście w poszukiwaniu nowych tematów, innych inspiracji…kończymy dzień wizytą w schronisku kotów na wschodnim falochronie Portu Mandraki…żal wyjeżdżać, bo tyle jeszcze miejsc nie odkrytych, szczególnie w centrum wyspy…świetny teren na wycieczki piesze, rowerowe, albo autem terenowym…ale urlop już się skończyl, bardzo szybko…żegnajcie koty…żegnaj Rodos…może jeszcze kiedyś ?
Wszystkie zdjęcia użyte do powyższych filmików w lepszej jakości można obejrzeć:
Muchas gracias por su visita y comentario agradable, Elena !!!
Me gustan mucho los vídeos y la música de fondo,son maravillosos!
FELICIDADES!!! saludos desde España.
No to już wiem, gdzie pojadę na wakacje 😀
Piękne fotki! Nie ma co się szczypać, gdy ma się takie oko, tylko pstrykać, pstrykać, pstrykać… ;)))))
Szczerze polecam, to nie będzie stracony czas 🙂
Ech, wspomnienia…Z wielką przyjemnością przeszłam się ponownie, nagrzanymi słońcem, ulicami Rodos, to był wspaniały urlop 🙂 Pomysł z prezentacją zdjęć w formie filmu, ze świetną ścieżką muzyczną, bardzo udany i oryginalny. Gratuluję debiutu na stronie FotoReportera 🙂
Rzeknę krótko…dzięki 🙂
Mimochodem, albo raczej mimowolnie, obejrzałem te filmiki po raz drugi po dość długim czasie…i nieco mi wstyd za ich jakość, ale niczego w nich zmieniać nie będę, bo były i są rejestracją „na gorąco” wyniesionych z tej wyspy wrażeń.
Gdybym dziś powtórzył ten montaż, to mógłby być nieco bardziej sprawny i bardziej quasi-profesjonalny, ale przestałby być zapisem stanu ducha po tym urlopie, czyli stracił by na szczerości…niech więc zostanie, jaki jest 🙂
Dziękuję Janko za miłe komentarze !!!
To niesamowita relacja. Dobrze, że dodałeś trochę tekstu. Nie jest to zwyczajny opis, ale jego kwintesencja. Wyłania się z niego niewyobrażalnie duża liczba miejsc odwiedzonych i doznanych wrażeń. Chyba nie ma „racjonalnego” sposobu na prezentację takiej wycieczki, ale na pewno można się bawić „potem” w filmiki tematyczne: o ludziach, architekturze, przyrodzie.
Mnie się podoba możliwość kompleksowego spojrzenia na wyspę, jaką dały mi Twoje foto-kompozycje.
Ha !
Cieszę się, bo to oznacza,że mój cel został osiągnięty – pokazać miejsce poprzez swoje, mnie lub bardziej udane, fotografie !!!
🙂
A nad wszystkimi obrazami unosi się jakaś nutka zadumy nad urodą świata, podziw dla twórców przedmiotów i budowli, które powstały w zamierzchłych czasach i nadal cieszą oczy swym pięknem i dostojeństwem.
Trzeciego dnia pomyślałam, że się teleportowałam do Holandii… ta zieleń i zacienione kanały, zupełnie nietypowe dla greckiej, nasłonecznionej wyspy.
Podoba mi się sposób naprzemiennego pokazywania planów ogólnych i detali. Zaglądasz w każdy zakamarek, patio czy brukowaną uliczkę, leżącą zapewne poza szlakiem oferowanym przez biura podróży.
To efekt tego,że zdjęcia są zmontowane w identycznej kolejności w jakiej były robione…stąd ta naprzemienność…pomyślałem sobie, że w ten sposób jakoś tam odzwierciedlam faktyczny spacer…:-)
Pomimo kłopotów z przeglądarką powędrowałam Twoim szlakiem kilka dni. Bardzo dobry pomysł z dynamiczną prezentacją zdjęć. Miejscami dobór sposobu wyświetlania jest tak trafny, że odnosiłam wrażenie, że oglądam film i widzę jachty płynące do portu.
Tło muzyczne rewelacyjnie współgra z obrazem. Drugiego dnia pojawiają się ptaki, rzeźby ptaków i ścieżka dźwiękowa też zawiera ptasie trele. Super!